Przypominamy tekst opublikowany w lutym ub.r. podczas festiwalu w Berlinie, gdzie odbyła się światowa premiera filmu.
Fabułę - zrealizowaną na podstawie książki Claire Keegan, która w Polsce ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne – osadzono w połowie lat 80. w małym irlandzkim miasteczku. Obraz uświadamia, co działo się za murami miejscowego klasztoru, w którym prowadzono jeden z tzw. azyli dla upadłych kobiet. Ośrodkami, zakładanymi od XVIII w. do połowy lat 90., zarządzał Kościół katolicki we współpracy z państwem irlandzkim. Trafiały do nich samotne matki i kobiety w ciąży pozamałżeńskiej, które stanowiły "obciążenie" dla swoich rodzin. W ramach pokuty za grzechy zakonnice zmuszały je do darmowej pracy w klasztorach i sąsiadujących z nimi pralniach, a także odbierały im dzieci.
Wiele noworodków umierało, nie uzyskawszy pomocy medycznej. Zdrowe najczęściej oddawano do adopcji. Działalność instytucji była przez lata tuszowana i wciąż nie wiadomo, ile kobiet padło ofiarą nadużyć. "Dziesięć tysięcy to skromny szacunek; trzydzieści tysięcy to prawdopodobnie dokładniejsza liczba. Większość akt pralni została zniszczona, przepadła albo odmawia się do nich dostępu. Rzadko w jakikolwiek sposób doceniano pracę dziewcząt i kobiet lub za nią dziękowano. Wiele z nich straciło swoje dzieci. Niektóre straciły życie" – pisze Keegan na końcu książki.
Irlandzka pisarka, a za nią Tim Mielants przywracają podmiotowość kobietom, które zaznały cierpień w kościelnych instytucjach. Przewodnikiem w tej opowieści jest Bill Furlong (w tej roli Cillian Murphy), ojciec pięciu córek, przykładny mąż Eileen (Eileen Walsh), właściciel firmy sprzedającej węgiel i drewno. Mężczyzna ma za sobą trudne dzieciństwo, które śledzimy w retrospekcjach. Jego matka zmarła, gdy miał 12 lat. Nigdy nie dowiedział się, kto jest jego ojcem. Został przygarnięty przez zamożną wdowę, panią Wilson, u której jego mama pracowała jako sprzątaczka. Może dlatego Bill potrafi doceniać drobiazgi jak mało kto. Choć nie jest zamożny, niczego mu nie brakuje. Córki są jego oczkiem w głowie. Cieszy go, że dobrze się uczą, a niepokoi, że szybko dorastają i niebawem wyfruną z rodzinnego gniazda.
Radością napawa go także perspektywa zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, odpoczynku, czasu spędzanego z bliskimi. Jednak zanim zasiądzie do świątecznego stołu, musi jeszcze dostarczyć węgiel do lokalnego klasztoru. Gdy przybywa na miejsce i otwiera składzik na opał, zastaje w nim zmarzniętą, brudną dziewczynę o imieniu Sarah. Wie, że nie została tam zamknięta przez przypadek, ale nie ma odwagi powiedzieć tego na głos. Tylko jak można uważać się za chrześcijanina i dawać przyzwolenie na to, co dzieje się u sióstr magdalenek? Billowi udaje się przełamać strach.
"Drobiazgi takie jak te" doceniono nominacją do Nagrody Bookera. Również twórcy filmowej adaptacji podkreślali swoje uznanie dla prozy Keegan. "Szukałem czegoś, co mógłbym zrobić z Timem. Żona zasugerowała mi Claire Keegan. Przeczytałem jej książkę, ale nie sądziłem, że zdobycie praw do niej jest osiągalne. Sprawdziliśmy i okazało się, że jednak tak. Dla mnie to rzecz o zbiorowej traumie społeczeństwa irlandzkiego. Oni wciąż to przepracowują, a sztuka może być lekarstwem na ranę. A już na pewno był nim utwór Claire, który szybko zyskał status bestsellera. Wszyscy w Irlandii go przeczytali. Ironia jej literatury polega na tym, że opowiada o chrześcijaninie, który próbuje postępować po chrześcijańsku w dysfunkcyjnym chrześcijańskim społeczeństwie. Bill ma wiele pytań dotyczących złożoności spraw, wstydu i ciszy" – powiedział Murphy podczas konferencji prasowej towarzyszącej światowej premierze filmu.
Pytany o sposób, w jaki wybiera role, odparł, że "najważniejsi są dobrzy współpracownicy i scenariusz". "Słuchałem podcastu Claire Keegan o książce. Powiedziała, że Bill nie jest bohaterem, ale człowiekiem na skraju załamania. Uznałem, że to o wiele bardziej interesujące. Nic nie jest postanowione ani zaplanowane. Wszystko dzieje się przypadkowo. Następuje zderzenie żalu, rzeczy, które dzieją się w tym małżeństwie i w lokalnej społeczności. Sam też nie postrzegam Billa jako bohatera. Zresztą jedną z największych zalet książki i scenariusza jest to, że każdy ma inne zdanie na ten temat. Czy zakończenie jest szczęśliwe, czy smutne, co stanie się z Sarah, jaka przyszłość czeka rodzinę Billa – ludzie mogą zdecydować, czego chcą" – zwrócił uwagę aktor.
Wielkim fanem twórczości Keegan jest również scenarzysta Enda Walsh. "To wspaniała autorka, która zostawia sporo przestrzeni czytelnikowi. Moje zadanie polegało głównie na tym, żeby usunąć się z drogi. Drobiazgi takie jak te to książka opisująca rzeczywistość, a zarazem bardzo poetycka. Wyczuwamy w niej prawdę, ale spacerujemy po miasteczku z Billem i zatracamy się w jego wewnętrznej walce. Wydaje mi się, że film staje się manifestacją jego psychiki. Jako człowiek z miasta odczuwałem niezwykłą przyjemność, zatracając się w tempie i rytmie tego świata. To było piękne doświadczenie. Claire Keegan jest niezwykłą pisarką właśnie dlatego, że potrafi zamienić opowiadanie w przypowieść. A to oznacza, że scenarzysta nie musi niczego szukać. Wystarczy, że wsłucha się w to, co zostało napisane" – stwierdził.
Film "Drobiazgi takie jak te" był kolejnym (po trzeciej serii "Peaky Blinders") spotkaniem Murphy’ego i Mielantsa. "To bardzo osobista historia o żałobie i radzeniu sobie z nią. Choć nie jestem Irlandczykiem, razem z Cillianem przeszedłem przez wszystkie etapy tej żałoby. Pamiętam, że zastanawialiśmy się, jak by to było żyć w Irlandii w 1985 r. jako 40-letni mężczyzna. Taki człowiek musiałby dorastać w latach 50. i 60. Cillian powiedział coś naprawdę interesującego. A mianowicie, że wtedy mężczyźni nie mieli dostępu do własnych emocji. Pomyślałem, że to jest klucz. Wspaniale ogląda się mężczyznę, który radzi sobie z emocjami" – podsumował reżyser.
W piątek film trafi na platformy streamingowe. Jego dystrybutorem jest Kino Świat.
