Choć lomografia kieruje się 10 zasadami, sama w sobie nie ma żadnych ograniczeń. Świadczy o tym ostatnia z reguł: "Nie przejmuj się zasadami i konwenansami obowiązującymi w tradycyjnej fotografii". To, jak przyznają miłośnicy tej techniki, a może nawet filozofii fotografowania, pozwala wyzwolić się od wszelkich ograniczeń i spojrzeć na proces robienia zdjęć w zupełnie inny sposób. I udowodnić, że każdy może zostać lomografem, nawet dziecko.
Jacek Chmielewski, toruński artysta fotografik należący do Związku Polskich Artystów Fotografików, zapytany o to, jaka jest idea lomografii kwituje: "Idea lomografii polega na radości fotografowania". Dla naszego rozmówcy najważniejszą zasadą jest: "Lomo stanowi część twojego życia".
Nurt zrodził się na początku lat 90., podczas wycieczki austriackich studentów do Pragi. Odkryli oni w jednym z komisów radziecki aparat fotograficzny Lomo LC-A. Po wywołaniu zdjęć stwierdzili, że odznaczają się zupełnie inną, nieprzystającą do współczesności jakością i walorami artystycznymi.
Jak podkreśla Chmielewski, lomografia już stała się powszechnie wyznawanym nurtem. "Przejęły i umasowiły ją współczesne smartfony, w których istnieje możliwość natychmiastowej stylizacji zdjęć cyfrowych na lomograficzne" - zauważa artysta fotografik.
Jak w takim razie nurt lomografii prezentuje się w Polsce? Chmielewski, którego lomo zdjęcia ukazały się w pierwszym w Polsce artykule o lomografii w miesięczniku "Pozytyw" w 1997 roku, z tą formą fotografii zetknął się w 1996 roku.
"Na plenerze fotograficznym pod Poznaniem spotkałem Marka Domańskiego, fotografika i wykładowcę fotografii w Łodzi. To on zwrócił uwagę na to, że fotografuję lomo. A ja po prostu nie miałem innego niewielkiego aparaciku, a podobały mi się zdjęcia z niego" - wspomina fotograf.
"Lomografia w Polsce i innych krajach postsocjalistycznych nie była od początku zupełnie szczera. Pojawiła się w drugiej połowie lat 90-tych, a przecież jeszcze całkiem niedawno ów słynny Lomo LC-A był tu jedynym, w ogóle dostępnym, małym aparacikiem w sklepach foto-optyki. Tysiące z nas nie wiedząc o tym było w pewnym sensie lomografami przez ponad 10 lat" - dodaje.
Chmielewski podkreśla, że duży wpływ na popularyzację nurtu lomo w Polsce po roku 2000 miała Bogna Świątkowska z Fundacji Bęc-Zmiana oraz Monika Weychert-Waluszko.
Choć sama idea tego typu fotografii ma swoje korzenie w starych aparatach, okazuje się, że jej największym ambasadorem jest technologia i wszechobecne smartfony.
"Bardziej niż wszelkie gadżety, które wyrosły wokół analogowych aparatów Lomo LC-A i Holga, przełomem są smartfony i oprogramowanie do nich. Nie musimy już mieć lomo, żeby robić lomo-zdjęcia. Dzięki tym narzędziom możemy robić o wiele więcej zdjęć i znacznie szybciej - nie czekamy na wywołanie i skanowanie. A przede wszystkim natychmiast publikujemy je na portalach społecznościowych" - tłumaczy toruński artysta fotografik.
Gdzie najlepiej szukać aparatów lomo? Jak podkreśla Chmielewski, dziś znalezienie aparatu pozwalającego na lomo kreację nie jest trudne. Można jednak pójść w ślady jej prekursorów i sięgnąć do źródeł lomo przeszukując pchle targi, komisy, albo strych rodzinnego domu.
"Ponieważ z biegiem lat lomografia stała się przemysłem i skomercjalizowała się, polecam własne drogi poszukiwania. Nie musimy kupować koniecznie na przykład aparatu Holga. Podobne efekty osiągniemy polskim Druhem i Ami, czechosłowackim aparatem Pionyr. Lomo LC-A jest natomiast niepowtarzalne. Uważam, ze żaden smartfon mu nie dorównuje" - podsumowuje Jacek Chmielewski. (PAP Life) fot.PAP/EPA
Zostań lomografem, jak Robert Redford
piątek, 20 lipca 2012 (16:33)
"Bądź szybki", "Nie myśl", "Pstrykaj z biodra" - to tylko niektóre z zasad lomografii, nurtu fotografii, który zyskał już ponad milion wyznawców na całym świecie. Do grona miłośników lomografii należy m.in. Robert Redford.