Richard Gere od lat 70. praktykuje buddyzm. Hollywoodzki aktor zaprzyjaźnił się wówczas z Dalajlamą. Relacja z duchowym przywódcą Tybetu wywarła trwały wpływ na życie gwiazdora „Lęku pierwotnego” – jak sam podkreśla, do dziś stara się wcielać jego nauki w życie, a także przekazuje je swoim dzieciom. „Chodzi o to, by okazywać życzliwość. To najlepsze, co możemy zrobić” – powiedział niedawno w rozmowie z magazynem „People”. Od czasu pierwszego spotkania z laureatem Pokojowej Nagrody Nobla Gere jest zagorzałym aktywistą na rzecz uzyskania przez Tybet niepodległości.
W 1993 roku aktor postanowił wykorzystać swoje przemówienie na oscarowej gali, by nagłośnić problem ówczesnej chińskiej polityki względem narodu tybetańskiego. Gwiazdor potępił Deng Xiaopinga, wieloletniego przywódcę Chin, który co prawda w 1989 roku zrezygnował z większości oficjalnych stanowisk, ale na początku lat 90. wciąż wywierał realny wpływ na władzę w kraju. „Gdybyśmy wszyscy mogli przesłać Deng Xiaopingowi miłość, prawdę i odrobinę zdrowego rozsądku, zabrałby swoje wojska, wyprowadził Chińczyków z Tybetu i pozwolił tym ludziom znów żyć jako wolni, niezależni ludzie” – powiedział ze sceny Gere.
W rezultacie otrzymał niepisany zakaz pojawiania się na oscarowej scenie, który obowiązywał przez kolejne dwie dekady. „Nie odebrałem tego osobiście. Nie podejrzewam innych o złą wolę. Ja po prostu robię swoje, robię to, co uważam za słuszne. Nigdy nie chcę wyrządzić nikomu krzywdy. Chcę natomiast walczyć z gniewem, wykluczeniem, naruszaniem praw człowieka” – wyznał 76-letni aktor w rozmowie „Variety”. I dodał, że nigdy nie rozmawiał o wspomnianym incydencie z Dalajlamą.
Oscarowy zakaz minął w 2013 roku – Gere pojawił się wówczas na scenie u boku Catherine Zety-Jones, Renée Zellweger i Queen Latifah, by wręczyć statuetkę za najlepszą piosenkę i muzykę oryginalną. „Najwyraźniej zostałem zrehabilitowany. Wygląda na to, że jeśli zostaniesz tu wystarczająco długo, zapomną, że cię zbanowali” – stwierdził żartobliwie w udzielonym na czerwonym dywanie wywiadzie.
W zeszłym roku gwiazdor zaangażował się w osobisty projekt – został producentem wykonawczym dokumentu „Dalajlama. Przez mądrość do szczęścia” w reżyserii Barbary Miller i Philipa Delaquisa. Bohater filmu wspomina swoje dzieciństwo, a także udziela praktycznych porad dotyczących radzenia sobie z wyzwaniami XXI wieku. W nowym wywiadzie zdobywca Złotego Globu zaznaczył, że produkcja stanowi swego rodzaju odtrutkę na powszechny w dzisiejszych czasach brak empatii i przybierającą na sile polaryzację społeczeństwa.
„Zmierzamy w złym kierunku, a sytuacja pogorszyła się w ostatnich latach. Brakuje nawet elementarnej życzliwości w sposobie, w jaki ludzie ze sobą rozmawiają. Oczywiście, to zasługa naszych przywódców, zwłaszcza tego, którego mamy teraz” – podkreślił Gere. Zapytany o to, czy jego zdaniem Dalajlama mógłby wpłynąć na kogoś takiego, jak Donald Trump, aktor odparł, że ma wątpliwości. „Nie wiem, czy to by go dotknęło. Mam nadzieję, że tak. Modlę się, żeby tak było. Nie wiem, jak wytłumaczyć, co zrobił temu krajowi. To po prostu zdumiewające. To przekracza wszelkie wyobrażenia” – stwierdził gwiazdor. (PAP Life)