Szkocki reżyser, laureat Oscara za dokument "One Day in September", jest gościem krakowskiego festiwalu, na którym "Marley" ma swoją polską premierę.
Jak mówił Macdonald, już sześć lat temu nosił się z zamiarem nakręcenia filmu z udziałem rastafarian z Etiopii, ale projekt ten nie wypalił z powodu braku funduszy. Kilka lat później odebrał telefon z propozycją zrobienia filmu dokumentalnego o Bobie Marleyu. Z obrazem początkowo miał się zmierzyć Martin Scorsese, a później reżyser "Milczenia owiec", Jonathan Demme.
"Okazało się, że to szczęście, że nie było pieniędzy na mój pierwszy projekt, bo dzięki temu mogłem nakręcić prawdziwą biografię Marleya" - zaznaczył reżyser.
Dodał, że dotarcie do archiwalnych materiałów filmowych przedstawiających Boba Marleya było bardzo trudne, bo są one nieliczne i rozproszone po całym świecie. W filmie są jednak "rodzynki", jak na przykład akustyczne wykonania piosenek, które nigdy wcześniej nie były publikowane.
Reżyserowi udało się też pozyskać akceptację i zaufanie rodziny Marleya, a Ziggy Marley, najstarszy jego syn, odegrał znaczą rolę przy realizacji filmu.
"To było główne wyzwanie, zgromadzić tych wszystkich ludzi wokół tej idei. To było bardzo pracochłonne" - wyznał Macdonald.
Podkreślił, że rodzina Marleya dała mu wolną rękę przy realizacji dokumentu, a sami bardzo szczerze i bez upiększeń opowiadali o zmarłym muzyku. "Nie przykrywali niedoskonałości, chcieli go pokazać jako ojca, męża, jako kogoś więcej niż tylko muzyka" - tłumaczył Macdonald.
Jego dokument to rodzaj mozaiki złożonej z wypowiedzi rodziny, przyjaciół i osób, które znały Marleya i z nim pracowały. Reżyser ukazuje jego wybory, decyzje na tle wydarzeń i przemian społecznych i politycznych w jego ojczyźnie, Jamajce.
Jak mówił Macdonald, twórczość Marleya ma wielki wpływ na ludzi na całym świecie. "To, o czym pisał i śpiewał, było ważne dla wszystkich: bieda, wykluczenie, nadzieja na lepsze jutro. On wiedział, jak to jest być biednym, dlatego jego słowa przemówiły do tych, którzy również doznają tego stanu" - mówił.
"W Indiach ludzie nie słyszeli o Rolling Stonesach czy Beatlesach, ale Marleya znają" - dodał.
Film Macdonalda symbolicznie kończą sceny, w których ludzie w różnych miejscach na całym świecie śpiewają jego piosenki.
Kevin Macdonald to autor 19 filmów, w tym laureat Oscara w 2000 r. za dokument "One Day in September" o ataku palestyńskich terrorystów na wioskę olimpijską w Monachium.
Reżyser pytany przez dziennikarzy, jak to jest być laureatem Oscara, powiedział, że od momentu otrzymania tej nagrody jest "nią naznaczony".
"Gdziekolwiek pojadę, zawsze się go wspomina, pyta o niego - to magia Oscara. Oczywiście ułatwia on karierę, bo łatwiej uzyskuje się pieniądze na nowe projekty" - ocenił. W Stanach Zjednoczonych - mówił Macdonald - informacja przy nazwisku o otrzymaniu Oscara działa podobnie jak tytuł szlachecki w Wielkiej Brytanii.
