Film opowiada o przeżyciach Alfonsa i Mieczysława Kułakowskich pochodzących z polskiej rodziny, która mieszkała na sowieckiej Ukrainie. W dzieciństwie, na początku lat trzydziestych w dobie stalinowskich czystek, zostali zesłani z rodzicami do łagru na daleką Syberię. Zdołali stamtąd uciec, aż trafili do Kazachstanu.
Starszy Mieczysław jest z wykształcenia kartografem, a Alfons malarzem. Reżyser zaprzyjaźnił się z nimi w 1994 roku kiedy mieszkali w Ałma Acie. Powiedzieli, że mają plany repatriacji i kiedy przybyli w wieku ok. 80 lat do Polski postanowił przenieść na ekran ich losy.
"Mają niesamowitą charyzmę, rodzaj światła, co kamera bardzo lubi. W tłumie ludzi zwraca się na nich od razu uwagę. Mają w sobie coś bardzo przyciągającego, a stoi za tym niesamowite życie" - powiedział PAP Life Staroń.
Jego strona internetowa tak opisuje film: "Dwa światy, naukowiec i malarz, pragmatyk i marzyciel. Alfons i Mieczysław Kułakowscy ścierają się i kochają. Zawieszeni między Polską i Kazachstanem, ambicjami i rezygnacją, wspomnieniami i teraźniejszością, nieustannie podejmują walkę: w sowieckiej Rosji, na odległej Syberii i po repatriacji, w kapitalistycznej Polsce. Po latach ich braterska miłość po raz kolejny zostaje podana wielkiej próbie, gdy pożar zabiera ich upragniony dom wraz z dorobkiem całego życia".
Sam reżyser traktuje film jako opowieść o braterstwie, nierozerwalności pewnych więzów, ich sile, ale też o czasie. O czasie na różny sposób interpretowanym, a także o przemijaniu, o tym, że nigdy nie jest za późno, żeby zacząć życie od nowa.
Jak dodał w rozmowie z PAP Life, film realizował przez osiem lat. Długo gromadził materiały o bogatym życiu Kułakowskich. Wykorzystał w swym dokumencie m.in. fragmenty amatorskich filmów Mieczysława kręcone podczas ekspedycji, kiedy rysował mapy w różnych zakątkach ZSRR. Pokazuje też prace Alfonsa. Pierwsze jego obrazy powstały, kiedy towarzyszył bratu w ekspedycjach.
Staroń wyjaśnił, że odszedł w dokumencie od strony informacyjnej, zrezygnował z relacji o historycznych wydarzeniach na rzecz budowania relacji braci, nastroju i obserwacji tego, co robili kiedy zamieszkali już w Polsce. Konstrukcja filmu jest jakby fabularna. Nie ma ani wypowiedzi wprost do kamery, ani komentarza.
Polski filmowiec uczestniczył po sobotniej projekcji w dyskusji z widzami. Był zadowolony z przyjęcia "Braci".
"Miałem znakomitą rozmowę. Publiczność była na bardzo wysokim poziomie, przygotowana do odbioru niełatwych filmów. Najstarsi widzowie głownie pytali o sprawy ludzkie: jak bracia sobie radzą, co się stało po pożarze ich domu, co się teraz dzieje. Młodzi czy w średnim wieku interesowali się natomiast przede wszystkim stroną formalną, artystyczną. Pytali o pomysł na zdjęcia, formę, konstrukcję i twórczość malarską Alfonsa" - wskazał reżyser.
Pokaz filmu zorganizowano przy współpracy z Instytutem Kultury Polskiej w Nowym Jorku.
"Bracia" mieli światową premierę na festiwalu zwanym Tydzień Krytyki Filmowej w Locarno. Film zdobył tam nagrodę dla najlepszego dokumentu. W Lipsku otrzymał Grand Prix.
Staroń jest laureatem Srebrnego Niedźwiedzia na festiwalu Berlinale za zdjęcia do filmu "Nagroda" oraz Złotej Żaby na festiwalu Camerimage za zdjęcia do "Placu Zbawiciela". Jego dokumenty, "Syberyjska lekcja" i "Argentyńska lekcja" także były nagradzane.
Podczas 41. edycji The Margaret Mead Film Festival od 19 do 22 października pokazano ponad 40 filmów niefabularnych z całego świata. Impreza w Amerykańskim Muzeum Historii Naturalnej w Nowym Jorku honoruje legendarną antropolog Margaret Mead. Jej podejście do tej dziedziny wiedzy ujawniło według organizatorów "jak nasze historie, wartości i punkty widzenia nieuchronnie kształtują spotkania, jakie mamy z innymi kulturami i społecznościami".
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP Life)