Zbieranie znaczków - to rozpalało umysł Eugeniusza Bodo. "W wolnych chwilach przesiadywał w gabinecie wpatrzony w karty swoich wielkich klaserów. W blisko 70 albumach zgromadził jeden z najwspanialszych ówczesnych zbiorów filatelistycznych. Niektóre albumy nosił ze sobą i przy nich odpoczywał w garderobie teatralnej lub filmowej" - pisze biograf Bodo Ryszard Wolański. Najcenniejszymi obiektami w jego kolekcji były kolorowe, bardzo oryginalne znaczki zagraniczne.
To nie jedyna pasja Bodo. "Wiadomo, że chętnie grywał w brydża. Loda Halama wspominała o wspólnych z nim lekcjach szermierki i boksu, wcale nie na użytek filmu. Radził sobie z bilardem. Świetnie pływał. Zimą często wyjeżdżał na narty. Był amatorem mazurków wielkanocnych. Kupował ich tyle, że wystarczały do czerwca. Wielką słabością było wyszywanie makatek. Obwiesił nimi swoje mieszkanie, a niezliczoną ilością obdarowywał znajomych" - czytamy w książce "Eugeniusz Bodo: Już taki jestem zimny drań".
Oczkiem w głowie gwiazdora był też łaciaty olbrzym - dog arlekin o imieniu Sambo. Ich przyjaźń uwieczniona została na słynnej fotografii (zdobi książkę Wolańskiego). Zabierał go na spacery, bywał z nim w warszawskich lokalach. Gdy wybuchła II wojna światowa i Bodo wyjechał do Lwowa, pies pozostał u jego bliskich w stolicy. Sambo zginął prawdopodobnie w czasie powstania warszawskiego. (PAP Life)