Annie Leibovitz: z natury jestem obserwatorem

Stworzyła najbardziej zapamiętane fotografie w historii: naga Demi Moore w zaawansowanej ciąży, Yoko Ono pozująca z Lennonem czy Whoopi Goldberg zanurzona w wannie z mlekiem. Annie Leibovitz oddycha fotografią, a to, co ją napędza, to ludzie. Choć zdradza, że jej praca nie zawsze jest satysfakcjonująca.

Annie Leibovitz: z natury jestem obserwatorem
fot.PAP/EPA

Od koronowanych głów, po największe światowe gwiazdy - bohaterów jej fotografii można wyliczać w nieskończoność - ona sama zalicza się do panteonu gwiazd, choć woli pozostawać w cieniu. Zapytana o to, czy dziś zwiększył się apetyt na sławę, przyznaje na łamach "Telegraph", że jest on taki sam. "Szczerze mówiąc, jest mniej więcej taki, jak zawsze. W internecie jest tak wiele miejsca, w którym można umieszczać wiadomości i zdjęcia. Zatem czujemy potrzebę tworzenia celebrytów, aby wypełnić tę przestrzeń" - przyznaje.

Dodaje jednocześnie, że nie lubi słowa "celebryta". "To takie bezczelne słowo. Pracuję dla czasopism, które prezentują wielu celebrytów, ale fotografuję ludzi z różnych środowisk i przede wszystkim fotografuję ludzi, ponieważ interesuje mnie to, co robią" - mówi.

Choć jej portfolio wypełnione jest po brzegi pracami dla najlepszych magazynów, przyznaje, że te współprace nie zawsze są satysfakcjonujące dla niej jako rzemieślnika obrazu. Wskazuje, że aby utrzymać się na powierzchni magazyny myślą przez pryzmat tego, co się sprzedaje. "Myślę, że jesteśmy lepsi od tego - odbiorcy są mądrzy" - wyjaśnia na łamach "Telegraph".

Anna-Lou Leibovitz urodziła się w Westbury w stanie Connecticut 2 października 1949 r. Jej ojciec był w lotnictwie, jej matka była gospodynią domową. Leibovitz i jej pięcioro rodzeństwa cieszyli się życiem peryferyjnym. Gdy trafiła do San Francisco Institute of Art, rozpoczęła pracę w Rolling Stone. Później trafiła pod skrzydła "Vanity Fair", gdzie zaczęła eksperymentować z różnymi koncepcjami okładek.

Najsłynniejszą jednak z pewnością pozostanie ta ze styczniowego wydania Rolling Stone z 1981 r., na której nagi John Lennon leży zwinięty w kłębek obok ubranej Yoko Ono. Wstępna koncepcja była taka, że oboje mieli pozować nago, ale Ono się nie zgodziła. To ostatnie zdjęcie Lennona, który został zastrzelony kilka godzin później. Leibovitz miała spotkać się z nimi tej nocy w studio.

Leibovitz wspomina, że jedną z najcenniejszych rad dostała od królowej Elżbiety II, którą fotografowała w 2007 r. Przed sesją, przez długie miesiące analizowała poprzednie portrety Elżbiety II, poczynając od otoczenia, rekwizytów, oświetlenia, po stroje. Wspominając, w rozmowie z królową, jak bardzo ceni Cecila Beatona, usłyszała od Królowej: "Musisz iść własną drogą, kochanie". Gdy stres nieco opadł, Elżbieta II pomogła jej przesunąć zbędne meble, wspomina artystka na łamach "The Guardian".

Podkreśla, że bycie obserwatorem ma wpisane w swoją naturę i wciąż nie przestaje na poszukiwaniu swojego fotograficznego środka wyrazu. Choć z radością obserwuje, że fotograficzna pasja zatacza coraz szersze kręgi, podkreśla, że dziś konsumujemy obrazy tak szybko, jak je produkujemy. "Nie walczę z tym " - dodaje. (PAP Life)

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic