ON AIR
od 10:00 Na porządku dziennym zaprasza: Katarzyna Hnat

Alfabet wspomnień

Zbigniew Wodecki, Rysiek Riedel, Czesław Niemen, Krzysztof Klenczon, Andrzej Zaucha, Krzysztof Kieślowski... Co roku odchodzą następni bohaterowie estrady i sceny, co roku zapalamy lampkę tym, których już nie ma...

Alfabet wspomnień
fot.PAP/Jakub Kaczmarczyk

"Polska ostryga" a la Zbigniew Wodecki. Znacie? Surowe żółtko, magii, pieprz, sól i trochę soku z cytryny. "To nazywaliśmy polską ostrygą; zmieszane wypijało się rano, po burzliwym wieczorze" - wspominał Zbigniew Wodecki.

"Polska ostryga" znana była już przed wojną. Raczyli się nią - jakżeby inaczej - ułani, którzy po burzliwym wieczorze rano mieli służbę. Przyrządzało się ją z kwaśnej śmietany, dwóch - trzech surowych żółtek, oliwy i soku z cytryn. "Ostrygę" zagryzało się ziarnkami palonej kawy...

"Dziś nie ma już takich ostryg, takich zabaw, dancingów i długich, nocnych rodaków rozmów" - wzdychał Wodecki... Piosenkarz i muzyk lubił tradycyjną, polską kuchnię, ale nie lubił gotować, Znajomych i przyjaciół zapraszał na sałatkę pomidorową. Sam najbardziej delektował się... posałatkowym sosem.

"Uwielbiam sałatkę pomidorową. którą przyrządzam dla gości i przyjaciół, ale najbardziej lubię spijać sok po sałatce" - wyznawał PAP Life Wodecki.

"Się macie ludzie!" - to powitanie Ryśka Rydla z fanami stało się słynne. "Się ma" - odpowiadali. A jak chciałby, żeby się z nim pożegnali? Może tak: "Jako że się wybieram z narzeczoną oraz z kumplem i jego dziewczyną na festiwal w Tychach im. Ryśka Rydla "Ku przestrodze", fajnie by było gdyby ktoś dołączył do paczki. Może ktoś jest chętny zrobić sobie mały wypad do Tychów i zabalować od piątku do niedzieli wieczorem lub też zostać do poniedziałku rana? Koszt tej imprezy tj. wejściówka - 50 zł w przedsprzedaży, a 55 zł przy bramie. Bilety można kupić przez internet. Trzeba tam najlepiej dotrzeć w piątek, bo w sobotę będzie ciężko z miejscem pod namiot. Jeśli będą chętni, to musimy się zgadać i zorganizować w konkretne miejsce i o konkretnej godzinie pod bramą w piątek tak, aby wszyscy mogli rozłożyć namioty w jednym miejscu obok siebie. Byłem już raz na tej imprezie 3 lata temu i powiem, że naprawdę warto - niezapomniane przeżycie" - napisał w sieci jeden z fanów Ryśka. To chyba by się Rydlowi spodobało...

"Od miesiąca na wolności jest już Yves G.L., obywatel Francji, reżyser, skazany na 15 lat więzienia za zabójstwo z zazdrości w 1991 roku" - i cóż tak ciekawego w tej krótkiej informacji PAP? Czytajmy jednak dalej: "45 letni dziś Yves G.L. zabił swoją żonę 26 letnią Zuzannę L., aktorkę Teatru STU i 42-letniego piosenkarza Andrzeja Zauchę. Na parkingu w centrum Krakowa żona zabójcy próbowała rozdzielić obu mężczyzn i zasłaniając swoim ciałem Zauchę została przypadkowo postrzelona. Piosenkarz osierocił córkę".

Dziwny jest ten świat... Kiedyś Niemenem straszono młodzież, potem dawano mu nagrody państwowe, tak jak Nagrodę imienia Włodzimierza Pietrzaka, która przyznano mu za "twórczość nacechowaną wartościami humanistycznymi i patriotycznymi". "No tak, kiedyś to ja byłem takim młodym rozrabiaką, który śpiewał antywychowawczo i decydenci różne łatki mi przyczepiali, często wręcz w formie pomówień" - narzekał piosenkarz. I dalej: "Dziś jestem już starszym panem (śmiech), ustatkowanym, chociaż wciąż, przynajmniej według mnie, zaangażowanym".

Często pytano Niemena o karierę międzynarodową, którą miał zrobić, a która nie za bardzo wyszła... "W okresie włoskim zaśpiewałem kilka komercyjnych utworów, a na San Remo miałem wykonać piosenkę, którą odrzucił ówczesny idol Giani Morandi. Ale w obawie przed konkurencją związki zawodowe włoskich piosenkarzy, nie dopuściły do mojego występu. Inna historia, to kontrakt z CBS, dla której nagrałem rosyjskie melodie ludowe. Specjalistą od tej muzyki był Rebrow, dlatego moją płytę wyciszono. Może i dobrze, bo inaczej byłbym zawsze drugim Rebrowem" - opowiadał PAP.

"O, tu, na tym zdjęciu - ten w krótkich spodenkach. Tak, to Krzysiek. Podobny? Jak dostał telegram od Niebiesko - Czarnych przyszedł do mnie i mówi: jadę, powiedz rodzicom, że wstydu nie przyniosę, a nazwisko Klenczon będzie znane w całej Polsce. Rozśmieszyło mnie to wtedy" - opowiadała PAP Hanna Barańska, młodsza siostra Klenczona.

"Tu z Czerwonymi Gitarami. Tutaj ślub... Świadkowie to Benek Dornowski i Ada Rusowicz. Alicję znał długo: ona mówiła do niego Niuniek, on do niej - Bibi. Tu zdjęcie po powrocie z MIDEM. Ja też jeździłam z nimi w trasy. Wszystko było dobrze, dopóki na trasy nie zaczęły jeździć dziewczyny. Wciąż były zatargi, aż Krzysiek powiedział dość!. I był spokój..." - wspomina.

"Tu Krzysiek i Seweryn. Nigdy się nie mówiło, o co właściwie im poszło. Słyszałam, tylko, że mieli umowę: jedna strona płyty Krzyśka - jedna Seweryna. I to nie wyszło. A może było jeszcze inaczej? USA... Nie chciał tam jechać, był tam zagubiony. Tak jak kiedyś opiekował się mną, młodszą siostrą, tak tam miałam wrażenie, że to ja powinnam się nim zająć. Mówił: Zobacz, mam dom, pracę, samochód - ale... No właśnie. Chciał wrócić. Kiedy się zaczęła Solidarność czytał gazety, zacierał ręce i powtarzał: Jest dobrze! A potem był ten koncert. Powiedział, że nigdy już w klubie nie zagra, ale wystąpił na leki dla dzieci w Polsce. I to był jego ostatni występ" - opisuje Barańska i dodaje: "To fotografia z pogrzebu. Nie, z nabożeństwa. Przy urnie Stan Borys. Śpiewał też Krzysztof Krawczyk... Szczytno. Przywiozłam go tutaj i tutaj leży. Krzysztof Klenczon 1943 - 1981. Przywiozłam też jego gitarę, Gibson de Luxe, może ktoś na niej jeszcze zagra..."

Sala stołecznego kina "Bajka" pękała w szwach - "Krótki film o zabijaniu" nie przyciągał dotychczas tłumu widzów, ale kiedy został nagrodzony w Cannes i w Berlinie Zachodnim - "Felix" za najlepszy film europejski roku, a teraz ogląda go cały Paryż - to co innego. Zjawia się Kieślowski. W czarnej marynarce, czarnym swetrze, z wzrokiem wbitym w podłogę. Zachowuje zimną krew: "Europejski Oskar? Nic podobnego. Amerykański Oskar wydawał się Europejczykom zbyt trudny do zdobycia, wymyślili, więc Felixa, na tym to wszystko polega" - komentuje nagrodę. Czy robi filmy "pod" festiwale, czy dla publiczności - pada pierwsze pytanie. "Na festiwalach się nie znam, niestety nie zaliczam się do tych reżyserów, którzy robią filmy dla publiczności, w tym sensie, że na moje filmy nie przychodzi tak wiele osób, jakbym sobie zamarzył; obecność państwa tutaj, jest dla mnie bardzo miła, zwłaszcza, że - jak słyszę - jest dzisiaj silna konkurencja w innych mediach, choćby spotkanie Wałęsa - Miodowicz" - odpowiada reżyser.

Pytanie: "A jak było z Amatorem? Były kłopoty?" "Bez problemów, chyba że interesuje państwa taki zabawny szczegół: kiedy miałem już pojechać z Amatorem do Moskwy, wezwał mnie ówczesny minister kultury i powiada: Wie pan, tam się facet w jednej scenie żegna... Wytnij pan to. Wyciąłem, to było bez znaczenia. I jeszcze: jest w Polsce jedno prawo, które ma reżyser - mianowicie, może wycofać swoje nazwisko z czołówki obrazu. Jeżeli film znajdzie się już na ekranach, z moim nazwiskiem, to znaczy, że pogodziłem się ze zmianami, w pełni za to odpowiadam" - wyjaśnia swoje credo Kieślowski.

I jeszcze jedna ważna sprawa: co z osławionymi "półkownikami"? "Mam tylko jeden, nie wyświetlany film. Nazywa się "Krótki dzień pracy" i prawdę mówiąc, bardzo jestem zadowolony z tego powodu, bo to okropny film" - kończy się krótkie spotkanie. Ostatnie.

Zbigniew Krzyżanowski (PAP Life)

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic