ON AIR
od 10:00 Pod znakiem Lwa zaprasza: Jadwiga Polus

Świat kultury żegna dziś Jerzego Trelę. Dorota Segda: „Tak jakbym kawałek serca swojego straciła dzisiaj

W niedzielę 15 maja zmarł Jerzy Trela, wybitny polski aktor teatralny i filmowy, profesor i rektor krakowskiej PWST, od kilku dni honorowy obywatel Krakowa, 14 marca skończył 80 lat. Teraz artystę żegnają przedstawiciele świata teatru, filmu i nie tylko.

Świat kultury żegna dziś Jerzego Trelę. Dorota Segda: „Tak jakbym kawałek serca swojego straciła dzisiaj
Fot.PAP/StrefaGwiazd

Wczoraj zmarł wybitny polski aktor Jerzy Trela. W słowach pełnych uznania i uczucia żegnają go jego partnerzy sceniczni, uczniowie i przyjaciele.

Antoni Pawlicki napisał na swoim Instagramie:

„Wielki człowiek i wielki aktor. Mój absolutny autorytet” „Miałem wielki zaszczyt debiutować u jego boku. W moim pierwszym filmie pt. „Z odzysku” w reżyserii Sławomira Fabickiego zagrał mojego dziadka. Te kilka wspólnych scen i parę wspólnych dni zapamiętam do końca życia” – wspomniał popularny aktor i dodał, że Jerzym Trelą miał okazję zagrać jeszcze w filmie Ryszarda Brylskiego „Cudowne lato” i „kilka razy kilka razy czytać u jego boku poezję”. „Zawsze ciepły, zawsze spokojny, skromny, prawdziwy, ze swoim cudownym głosem. Grać z nim było wspaniale, bo można było czuć się bezpiecznie. Wyczulony na partnera, nawet młodego wtedy chłopaka. Geniusz”.

Pracę z Jerzym Trelą wspomina także Artur Barciś, który pierwsze kroki przed kamerą stawiał u boku zmarłego aktora. Napisał na Facebooku: „Jurku, nigdy nie zapomnę Twoich rad […]. Dziękuję. Odpoczywaj”.

Monika Richardson przypomniała o wywiadzie, jaki przeprowadziła przed laty z Trelą. „Kiedyś, dawno, dawno temu, robiłam z nim wywiad podczas Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Siedzieliśmy w hotelu nad basenem. Zadawałam jakieś pytania, ale Pan Jerzy miał akurat ochotę pomilczeć. I tak sobie milczeliśmy. Nigdy nie zapomnę tego wywiadu. Panie Jerzy, to bardzo nie fair z Pańskiej strony. Z kim ja teraz będę milczeć?”. „Kochałam go bardzo”.

Wielkiego artystę pożegnał także Krzysztof Piesiewicz, scenarzysta wielu filmów Krzysztofa Kieślowskiego:

„Smutek i żal… Jerzy Trela… Wspaniały aktor wielkiego repertuaru… Wspaniałe rozumiał potęgę słowa… Kawał historii polskiego teatru i jego wybitnych osiągnięć… Dobry i uczciwy człowiek… RIP”.

Z kolei kompozytor Zbigniew Preisner, autor muzyki do filmów Kieślowskiego, zamieścił na Facebooku bardzo osobisty wpis: „Drogi Jurku, nigdy nie zapomnę Twoich wielkich ról i naszej wieloletniej współpracy. W moim sercu będziesz żył wiecznie. Żegnaj Przyjacielu. Zbyszek”.

Filmoznawca, historyk kina i krytyk Łukasz Maciejewski opisał spotkanie w Małopolskim Ogrodzie Sztuki: „Jerzy Trela, podczas wieczoru poświęconego pamięci Kazimierza Kutza, tym swoim pięknym, charakterystycznym głosem, tak cichym, że słyszalnym wszędzie, wspominał, że na krótko przed naszym spotkaniem, odwiedził przyjaciela na cmentarzu. Brzydka pogoda, paskudna właściwie, jakiś dotkliwy listopad, który, nie wiedzieć czemu, trwa u nas prawie cały rok. „Porozmawiałem sobie z Kazikiem” – mówił. „Pogadaliśmy. I nie zauważyłem, że buty mi przemokły, bo zimno, chłodno, bo deszcz”. To już wszystko, cała historia. Nic wielkiego przecież, a tyle w tym prawdy, lojalności, przywiązania. I te buty, zmoknięte buty. Byleby przeziębienia z tego nie było. To był taki artysta, że lepiej napisać nic, lepiej pisać o butach, niż byle co o wszystkim. Bo buty Treli były siedmiomilowe. Unosiły aktora wysoko, były także symbolem: trwania na posterunku wartości, przywiązania, prawa do odrębności, prawa do własności. Nic to, że czasami mokre”.

Wspominając Jerzego Trelę Teresa Budzisz-Krzyżanowska podkreśliła, że był genialnym aktorem, a przy tym wspaniałym człowiekiem. "Był królem w „Hamlecie”, ja byłam królową i wychodziliśmy razem na scenę. Za kulisami zawsze coś mi jeszcze podpowiadał. Opowiadał też o sobie, że wrócił dopiero z Warszawy, bo oprócz tego, że był aktorem, działał też społecznie. Wszyscy go bardzo kochaliśmy, a ja go ceniłam nadzwyczaj. Parę razy rozmawiałam o nim z panem Gustawem Holoubkiem, który też miał o nim jak najlepsze zdanie i zapraszał go do swoich spektakli. Jurek przyjeżdżał z Krakowa do Warszawy, żeby zagrać w „Królu Edypie” w reż. pana Gustawa".

Aktorka wspomniała również swoje pierwsze zawodowe spotkanie z Jerzym Trelą, do którego doszło w studiu telewizyjnym w Krakowie. "Jurek przyszedł na nagranie trochę spóźniony i potwornie głodny. Pamiętam, że miał puszkę sardynek, które otworzył i zaczął jeść, żeby nabrać sił. Już nie pamiętam, co wtedy graliśmy. Wiem, że później wracaliśmy we dwoje przez Most Dębnicki. To był przyjemny spacer. Miła, spokojna rozmowa. Bardzo się tego wieczoru polubiliśmy i później już na zawsze tak zostało" - przyznała.

Dodała, że Jerzy Trela był "lojalnym, koleżeńskim i bardzo skromnym człowiekiem". "Do ostatniej chwili właściwie rozmawiałam z nim przez telefon. Nie dzwoniłam może dwa tygodnie, żeby sobie odpoczął. Ale myślałam, że jeszcze uda mu się stanąć na nogi. Nasz John Barrymore, taką postać grał. Nie ma słów na to, żeby podziękować Bogu za taką postać, jaką stworzył, że taki Jurek Trela znalazł się między nami. I nie ma słów, żeby wyrazić żal, że już nie ma go między nami" - podkreśliła Budzisz-Krzyżanowska.

Wojciech Malajkat, aktor, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie mówił o zmarłych Ignacym Gogolewskim i Jerzym Treli:

"Odchodzą ludzie, którzy łączyli sobą nasz świat, ze światem, do którego już nigdy nie będziemy mieli dostępu, ze światem romantyzmu. Trochę to zabrzmi dziwacznie, ale wydaje się, że oni jeszcze otarli się o takich ludzi, którzy przeżyli epokę romantyzmu, epokę najwspanialszą w dziejach, moim zdaniem, sztuki naszej i chyba światowej. A teraz, gdy już ich nie ma, nie będzie już z kim o tym pogadać" - mówił. "Mnie się udało z nimi oboma pracować, z oboma rozmawiać o tym jak bez romantyzmu nie byłoby współczesnej sztuki, każdej sztuki: i aktorskiej, i malarstwa, i muzyki".

Aktor Jerzy Radziwiłowicz wspominał Jerzego Trelę w następujących słowach:

„ Jerzy Trela był jednym z najbliższych mu ludzi. "Wiele lat spędziliśmy razem, grając różne rzeczy w Starym Teatrze. Właściwie miałem takie poczucie, że był dla mnie niemal starszym bratem. O rolach to oczywiste, nie ma co się wymądrzać. Natomiast był to piękny człowiek”.

"Odchodzi pokolenie tak jak dziś mój mistrz Ignacy Gogolewski. Taka jest prawda czasu. To się musi zdarzyć. Zawsze za wcześnie, ale tak jest. Wiem, że był ostatnio bardzo chory. Miałem jeszcze okazję rozmawiać z nim jakiś miesiąc temu przez telefon, a później nie chciał się kontaktować, nie odbierał. Rozumiem. I stało się" - dodał Radziwiłowicz.

Z kolei Dorota Segda, aktorka i rektor Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie stwierdziła:

„Odszedł mój i nasz ukochany rektor, bo tak poznałam Jerzego. Wielkiej dobroci i skromności człowiek, kochający studentów, choćby nie wiem jak byli "niegrzeczni", choćby nie wiem jak, dawali w kość”.

Według niej dobroć i wyrozumiałość Jerzego Treli „to takie cechy, których się nie zapomina”. „Ta jego skromność, pomimo tego, że był już za życia legendą polskiego teatru, taką skałą, której nie da się zastąpić” - dodała rektor AST.

Segda wspominała wybitnego aktora także jako swojego partnera scenicznego, z którym „zagrała dziesiątki, setki przedstawień”, a także „prawdziwego przyjaciela z wielkim poczuciem humoru, rozbrajającego wszelki patos, źle czującego się w sytuacjach świecznikowych, zawsze czułego dla ludzi, do gruntu dobrego człowieka”.

„Tak jakbym kawałek serca swojego straciła dzisiaj” - wyznała Dorota Segda.

A Olgierd Łukaszewicz powiedział:

„Jerzy Trela miał szczęście wejść do panteonu aktorów narodowych. Ten panteon powstał z wiary publiczności, że jest coś niesłychanie ważnego, w tym, co "idzie z teatru”.

"Publiczność nie zapomni tego Konrada Treli" – mówi Łukaszewicz - "aktor w białej koszuli jak Słowacki”, ręce w szerokim geście; uniesienie z jednej strony, a z drugiej jakby zejście romantycznego bohatera z piedestału ku zwyczajnym ludziom, zajętym prozaicznymi czynnościami, np., jedzeniem jajek, podczas gdy on mówił „Improwizację”.

Według Łukaszewicza, tak jak w teatrze zachodnim rola Hamleta jest dla aktorów najważniejszą, najbardziej pożądaną, tak w teatrze polskim jest nią rola Konrada.

Świat kultury żegna dziś Jerzego Trelę. Dorota Segda: „Tak jakbym kawałek serca swojego straciła dzisiaj”

W niedzielę 15 maja zmarł Jerzy Trela, wybitny polski aktor teatralny i filmowy, profesor i rektor krakowskiej PWST, od kilku dni honorowy obywatel Krakowa, 14 marca skończył 80 lat. Teraz artystę żegnają przedstawiciele świata teatru, filmu i nie tylko.

 

Wczoraj zmarł wybitny polski aktor Jerzy Trela. W słowach pełnych uznania i uczucia żegnają go jego partnerzy sceniczni, uczniowie i przyjaciele.

Antoni Pawlicki napisał na swoim Instagramie:

„Wielki człowiek i wielki aktor. Mój absolutny autorytet” „Miałem wielki zaszczyt debiutować u jego boku. W moim pierwszym filmie pt. „Z odzysku” w reżyserii Sławomira Fabickiego zagrał mojego dziadka. Te kilka wspólnych scen i parę wspólnych dni zapamiętam do końca życia” – wspomniał popularny aktor i dodał, że Jerzym Trelą miał okazję zagrać jeszcze w filmie Ryszarda Brylskiego „Cudowne lato” i „kilka razy kilka razy czytać u jego boku poezję”. „Zawsze ciepły, zawsze spokojny, skromny, prawdziwy, ze swoim cudownym głosem. Grać z nim było wspaniale, bo można było czuć się bezpiecznie. Wyczulony na partnera, nawet młodego wtedy chłopaka. Geniusz”.

 

Pracę z Jerzym Trelą wspomina także Artur Barciś, który pierwsze kroki przed kamerą stawiał u boku zmarłego aktora. Napisał na Facebooku: „Jurku, nigdy nie zapomnę Twoich rad […]. Dziękuję. Odpoczywaj”.

 

Monika Richardson przypomniała o wywiadzie, jaki przeprowadziła przed laty z Trelą. „Kiedyś, dawno, dawno temu, robiłam z nim wywiad podczas Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Siedzieliśmy w hotelu nad basenem. Zadawałam jakieś pytania, ale Pan Jerzy miał akurat ochotę pomilczeć. I tak sobie milczeliśmy. Nigdy nie zapomnę tego wywiadu. Panie Jerzy, to bardzo nie fair z Pańskiej strony. Z kim ja teraz będę milczeć?”. „Kochałam go bardzo”.

Wielkiego artystę pożegnał także Krzysztof Piesiewicz, scenarzysta wielu filmów Krzysztofa Kieślowskiego:

„Smutek i żal… Jerzy Trela… Wspaniały aktor wielkiego repertuaru… Wspaniałe rozumiał potęgę słowa… Kawał historii polskiego teatru i jego wybitnych osiągnięć… Dobry i uczciwy człowiek… RIP”.

 

Z kolei kompozytor Zbigniew Preisner, autor muzyki do filmów Kieślowskiego, zamieścił na Facebooku bardzo osobisty wpis: „Drogi Jurku, nigdy nie zapomnę Twoich wielkich ról i naszej wieloletniej współpracy. W moim sercu będziesz żył wiecznie. Żegnaj Przyjacielu. Zbyszek”.

 

Filmoznawca, historyk kina i krytyk Łukasz Maciejewski opisał spotkanie w Małopolskim Ogrodzie Sztuki: „Jerzy Trela, podczas wieczoru poświęconego pamięci Kazimierza Kutza, tym swoim pięknym, charakterystycznym głosem, tak cichym, że słyszalnym wszędzie, wspominał, że na krótko przed naszym spotkaniem, odwiedził przyjaciela na cmentarzu. Brzydka pogoda, paskudna właściwie, jakiś dotkliwy listopad, który, nie wiedzieć czemu, trwa u nas prawie cały rok. „Porozmawiałem sobie z Kazikiem” – mówił. „Pogadaliśmy. I nie zauważyłem, że buty mi przemokły, bo zimno, chłodno, bo deszcz”. To już wszystko, cała historia. Nic wielkiego przecież, a tyle w tym prawdy, lojalności, przywiązania. I te buty, zmoknięte buty. Byleby przeziębienia z tego nie było. To był taki artysta, że lepiej napisać nic, lepiej pisać o butach, niż byle co o wszystkim. Bo buty Treli były siedmiomilowe. Unosiły aktora wysoko, były także symbolem: trwania na posterunku wartości, przywiązania, prawa do odrębności, prawa do własności. Nic to, że czasami mokre”.

 

 

Wspominając Jerzego Trelę Teresa Budzisz-Krzyżanowska podkreśliła, że był genialnym aktorem, a przy tym wspaniałym człowiekiem. "Był królem w „Hamlecie”, ja byłam królową i wychodziliśmy razem na scenę. Za kulisami zawsze coś mi jeszcze podpowiadał. Opowiadał też o sobie, że wrócił dopiero z Warszawy, bo oprócz tego, że był aktorem, działał też społecznie. Wszyscy go bardzo kochaliśmy, a ja go ceniłam nadzwyczaj. Parę razy rozmawiałam o nim z panem Gustawem Holoubkiem, który też miał o nim jak najlepsze zdanie i zapraszał go do swoich spektakli. Jurek przyjeżdżał z Krakowa do Warszawy, żeby zagrać w „Królu Edypie” w reż. pana Gustawa".

Aktorka wspomniała również swoje pierwsze zawodowe spotkanie z Jerzym Trelą, do którego doszło w studiu telewizyjnym w Krakowie. "Jurek przyszedł na nagranie trochę spóźniony i potwornie głodny. Pamiętam, że miał puszkę sardynek, które otworzył i zaczął jeść, żeby nabrać sił. Już nie pamiętam, co wtedy graliśmy. Wiem, że później wracaliśmy we dwoje przez Most Dębnicki. To był przyjemny spacer. Miła, spokojna rozmowa. Bardzo się tego wieczoru polubiliśmy i później już na zawsze tak zostało" - przyznała.

 

Dodała, że Jerzy Trela był "lojalnym, koleżeńskim i bardzo skromnym człowiekiem". "Do ostatniej chwili właściwie rozmawiałam z nim przez telefon. Nie dzwoniłam może dwa tygodnie, żeby sobie odpoczął. Ale myślałam, że jeszcze uda mu się stanąć na nogi. Nasz John Barrymore, taką postać grał. Nie ma słów na to, żeby podziękować Bogu za taką postać, jaką stworzył, że taki Jurek Trela znalazł się między nami. I nie ma słów, żeby wyrazić żal, że już nie ma go między nami" - podkreśliła Budzisz-Krzyżanowska.

 

 

Wojciech Malajkat, aktor, rektor Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie mówił o zmarłych Ignacym Gogolewskim i Jerzym Treli:

 

"Odchodzą ludzie, którzy łączyli sobą nasz świat, ze światem, do którego już nigdy nie będziemy mieli dostępu, ze światem romantyzmu. Trochę to zabrzmi dziwacznie, ale wydaje się, że oni jeszcze otarli się o takich ludzi, którzy przeżyli epokę romantyzmu, epokę najwspanialszą w dziejach, moim zdaniem, sztuki naszej i chyba światowej. A teraz, gdy już ich nie ma, nie będzie już z kim o tym pogadać" - mówił. "Mnie się udało z nimi oboma pracować, z oboma rozmawiać o tym jak bez romantyzmu nie byłoby współczesnej sztuki, każdej sztuki: i aktorskiej, i malarstwa, i muzyki".

 

Aktor Jerzy Radziwiłowicz wspominał Jerzego Trelę w następujących słowach:

„ Jerzy Trela był jednym z najbliższych mu ludzi. "Wiele lat spędziliśmy razem, grając różne rzeczy w Starym Teatrze. Właściwie miałem takie poczucie, że był dla mnie niemal starszym bratem. O rolach to oczywiste, nie ma co się wymądrzać. Natomiast był to piękny człowiek”.

"Odchodzi pokolenie tak jak dziś mój mistrz Ignacy Gogolewski. Taka jest prawda czasu. To się musi zdarzyć. Zawsze za wcześnie, ale tak jest. Wiem, że był ostatnio bardzo chory. Miałem jeszcze okazję rozmawiać z nim jakiś miesiąc temu przez telefon, a później nie chciał się kontaktować, nie odbierał. Rozumiem. I stało się" - dodał Radziwiłowicz.

Z kolei Dorota Segda, aktorka i rektor Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie stwierdziła:

„Odszedł mój i nasz ukochany rektor, bo tak poznałam Jerzego. Wielkiej dobroci i skromności człowiek, kochający studentów, choćby nie wiem jak byli "niegrzeczni", choćby nie wiem jak, dawali w kość”.

Według niej dobroć i wyrozumiałość Jerzego Treli „to takie cechy, których się nie zapomina”. „Ta jego skromność, pomimo tego, że był już za życia legendą polskiego teatru, taką skałą, której nie da się zastąpić” - dodała rektor AST.

 

Segda wspominała wybitnego aktora także jako swojego partnera scenicznego, z którym „zagrała dziesiątki, setki przedstawień”, a także „prawdziwego przyjaciela z wielkim poczuciem humoru, rozbrajającego wszelki patos, źle czującego się w sytuacjach świecznikowych, zawsze czułego dla ludzi, do gruntu dobrego człowieka”.

 

„Tak jakbym kawałek serca swojego straciła dzisiaj” - wyznała Dorota Segda.

 

A Olgierd Łukaszewicz powiedział

„Jerzy Trela miał szczęście wejść do panteonu aktorów narodowych. Ten panteon powstał z wiary publiczności, że jest coś niesłychanie ważnego, w tym, co +idzie z teatru”.

"Publiczność nie zapomni tego Konrada Treli" – mówi Łukaszewicz - "aktor w białej koszuli jak Słowacki”, ręce w szerokim geście; uniesienie z jednej strony, a z drugiej jakby zejście romantycznego bohatera z piedestału ku zwyczajnym ludziom, zajętym prozaicznymi czynnościami, np., jedzeniem jajek, podczas gdy on mówił „Improwizację”.

Według Łukaszewicza, tak jak w teatrze zachodnim rola Hamleta jest dla aktorów najważniejszą, najbardziej pożądaną, tak w teatrze polskim jest nią rola Konrada.

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic