„Postaci filmowe i serialowe są na tyle dobre, na ile dobre są momenty, w których się pojawiają. Kiedy mówi się np. o Kapitanie Ameryce i o tym, jak stawił czoła całej armii Thanosa, mówi się właśnie o tych momentach, które zostały dane postaciom. Znalazły się tam, bo ktoś je napisał. Znalazły się tam, by wyróżnić konkretną postać” – powiedział Boyega w rozmowie z radiem „NPR”.
„Widzowie oglądają teraz serial The Falcon and the Winter Soldier i wielu z nich komentuje to, w jaki sposób wyróżniona została postać Falcona grana przez Anthony’ego Mackie. Uważają, że zostało to zrobione w świetny sposób i ja się z tym zgadzam. Stało się tak dlatego, że postać ta otrzymała swoje specjalne momenty. A co się wydarzy, gdy postać dostanie tylko takie momenty, w których ma się poczucie, że została pominięta? Tak dzieje się od lat, a przykłady można mnożyć” – argumentował dalej aktor.
Boyega nawiązał tu m.in. do filmów z cyklu „Gwiezdne wojny”, w których, jego zdaniem, podkreślone zostały „białe” postaci grane przez Adama Drivera i Daisy Ridley, a postaci grane przez aktorów kolorowych – Boyegę i Kelly Marie Tran – zostały pominięte. W wywiadzie dla „NPR” Boyega wytłumaczył również, dlaczego już wcześniej w innych wywiadach zwracał na to uwagę.
„Chciałem przedyskutować temat, który często wisi w powietrzu, ale nikt go nie podejmuje. Dzieje się tak, bo łatwo takie coś uznać za samolubne bądź za próbę zwrócenia uwagi na siebie. A ja chciałem porozmawiać o tym, o czym rozmawiam z kolegami na planach czy przedstawicielami z branży, którzy zwrócili uwagę na to samo zjawisko. Powiedziałem to więc na głos, choć wiedziałem, że ludzie założą, iż robię to z najgorszych, bo prywatnych pobudek. Zapominają oni jednak, że jeśli chodzi o nastawienie studiów do kolorowych postaci, to jego zmiana będzie długotrwałym procesem” – wyjaśnił Boyega.
Aktor dodał też, że jego zdaniem problemu nie zakończy obsadzanie większej liczby kolorowych aktorów. Muszą oni jeszcze dostawać ważne role. (PAP Life)