Jean-Paul Belmondo - "jeszcze do was wrócę"

Francuski gwiazdor Jean-Paul Belmondo wziął udział w seansie specjalnym "Małżonków roku drugiego" Jeana-Paula Rappeneau w Cinematheque Francaise. Aktor , który bardzo rzadko pojawia się na forum publicznym, został uhonorowany owacją na stojąco.

Belmondo, czyli Bebel, jak pieszczotliwie nazywają go Francuzi, jest nie tylko jednym z największych francuskich aktorów, ale też najbardziej lubianym. Rzadko komu widownia Cinematheque Francaise rezerwuje takie przyjęcie, jak w sobotę wieczorem siwowłosemu Belmondo, który wraz z reżyserem Jeanem-Paulem Rappeneau i swoją partnerką na ekranie, Marlene Jobert, przedstawili komedię przygodową "Małżonkowie roku drugiego" (1971). Film, w nowej odrestaurowanej wersji, wyświetlono w ramach pierwszej edycji Festiwalu Filmu Odrestaurowanego "Toute la memoire du monde" ("Cała pamięć świata"), którego ojcem chrzestnym jest Martin Scorsese.


Fenomenalnie instynktowny aktor przed kamerą, zwierzę sceniczne, kameleon, który zagrał w około 100 filmach, Belmondo swoim talentem zdobył nie tylko serca publiczności, ale i profesji. Choć jeszcze w paryskim Konserwatorium Sztuki Dramatycznej w latach 50. ubiegłego wieku, jeden z profesorów przepowiadał mu, że z jego wyglądem na pewno nie ma, co liczyć na namiętne pocałunki na ekranie.


"Jean-Paul pojawił się w kinie jak promień słońca. Wyglądał, co najmniej dziwnie, z tą swoją bokserską gębą, wszyscy się zastanawiali, kim jest ten facet, a jednocześnie nie mogli przestać go oglądać. Sam zobaczyłem 'Do utraty tchu' (Godarda - PAP) trzy razy w ciągu tygodnia" - wspomina reżyser Bertrand Blier w filmie dokumentalnym poświęconym Belmondowi.


Jeszcze dziś, zbliżający się do osiemdziesiątki Bebel nie przestaje fascynować, choć od przebytego w roku 2001 udaru mózgu nie gra, nie licząc pierwszoplanowej roli w filmie Francisa Hustera "Un Homme et son chien" (2009). Dzięki swej upartości, długiej rehabilitacji i optymizmowi, ten, który nie potrzebował kaskaderów w najbardziej spektakularnych scenach, jak chociażby w "Błaźnie" (1980) Georgesa Lautnera (przez pięć minut wisi bez zabezpieczenia na przelatującym przez Wenecję helikopterze), zaraża dobrą energią. Jak zauważa wielu z jego kolegów po fachu - Jean Rochefort, Albert Dupontel, czy Michel Galabru - Bebel nie gra nonszalanckiego faceta, z którym każda kobieta pojechałaby do Rzymu, on nim jest.


"Jean-Paul jest bokserem, wygląda jak bokser i prowadzi swe życie jak bokser, który wciąż wraca na ring w obronie swego tytułu" - analizuje reżyser Claude Lelouch.


Dlatego, nawet kiedy Bebel tylko pojawia się w Cinematheque Francaise, wyręcza się Marlene Jobert, żeby opowiedziała o filmie, a sam mówi tylko "Jeszcze do was wrócę", publiczność, bez względu na wiek, jest w transie. Tym bardziej, że za tą obietnicą kryje się być może coś więcej niż tylko projekcja starego filmu z pełnym sił Belmondem. Jak ogłoszono w lipcu tego roku, Claude Lelouch przygotowuje film z Belmondem, którego tytuł roboczy to "Les Bandits manchots".

Z Paryża Ewa Wohn (PAP Life) fot.PAP/EPA

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic