Dziewięć dzieł, których nie można ominąć na wystawie „Kwestia kobieca 1550–2025” w warszawskim MSN

„Zuzanna i starcy” Artemisii Gentileschi, „Szczęście rodzinne” Evy Švankmajerovej i „Autorka przy swoich zajęciach” Marie-Nicole Vestier-Dumont - podpowiadamy, jakich prac nie można pominąć oglądając wystawę „Kwestia kobieca 1550–2025” w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Nasz wybór jest subiektywny.

Dziewięć dzieł, których nie można ominąć na wystawie „Kwestia kobieca 1550–2025” w warszawskim MSN

Wystawa „Kwestia kobieca 1550-2025”, której kuratorką jest Alison Gingeras, prezentuje zbiór blisko 200 prac powstałych od XVI do XXI wieku, autorstwa niemal 150 artystek z całego świata. Polemizuje z przeświadczeniem o nieobecności artystek w historii sztuki, będąc świadectwem ich działalności artystycznej na przestrzeni wieków.

Ekspozycja została podzielona na dziewięć bloków tematycznych: „Niezłomne kobiety”, „Moc palety”, „Edukacja i kanon”, „Jej własna muza”, „Nadrealna jaźń, mistyczne ja”, „Artysta nieznany był kobietą”, „Nie ma takiej bramy, takiego zamka ani takiego rygla”, „Zrodzone z kobiety” oraz „Kobiety na wojnie”. Poszczególne sekcje pogłębiają wiodące tematy - m.in. macierzyństwo, wojna, władza, opór, przemoc seksualna i symboliczna, dostęp do edukacji oraz reprezentacja ciała i pragnień kobiet.

Po wystawie każdy poruszać się będzie własnym szlakiem, samemu wybierając to, co dla niego najważniejsze. Mając za sobą to doświadczenie, proponujemy dziewięć prac, których nie można przegapić, choć jest to całkowicie subiektywny wybór.

„Zuzanna i starcy” to ikoniczny obraz Artemisii Gentileschi pochodzący z 1610 roku. Można go oglądać w pierwszej sekcji wystawy „Niezłomne kobiety”. To najwcześniejsze znane dzieło włoskiej artystki, które namalowała w wieku zaledwie 16 lat. Malarka przyczyniła się do przemiany narracji w sztuce baroku. W katalogu do wystawy Alison Gingeras przytacza słowa historyczki sztuki Mary Garrard: „Artemisia podejmowała te same zagadnienia, które zaprzątały pisarki jej epoki: przemoc seksualną, władzę polityczną, mit niższości kobiet oraz kulturowe uciszanie ich głosu i umniejszanie osiągnięć”. Obraz przedstawia biblijną historię cnotliwej Zuzanny, podglądanej podczas kąpieli przez dwóch starszych od niej mężczyzn. To częsty motyw XVII-wiecznych obrazów. Jednak przedstawienie tej sceny przez Gentileschi odbiega od ujęć tworzonych przez współczesnych jej męskich artystów. Głównym punktem obrazu jest cierpienie kobiety, wyrażone poprzez jej mimikę oraz uniesione w geście obrony przed nachalnymi podglądaczami ramiona.

W części tematycznej „Moc palety” widnieje obraz „Bez tytułu (według Vallottona)” z 2023 roku, pochodzącej z Republiki Południowej Afryki Lisy Brice. Jej sztuka naznaczona jest wszechobecnością polityki apartheidu, której doświadczyła, mieszkając w Kapsztadzie. Jak pisze w katalogu kuratorka, „Brice przejmuje z historii sztuki ikoniczne postaci kobiet – obecne w twórczości Édouarda Maneta, Edgara Degasa czy Félixa Vallottona – i czyni je własnymi bohaterkami, często radykalnie zmieniając ich pozycję społeczną i nadając im sprawczość”. Na obrazie widać dwie postaci - nagą białą kobietę pozującą na łóżku oraz czarną malarkę wykonującą obraz, z wyniosłą miną i papierosem w ustach. Z jej postawy bije pewność siebie, góruje nad śpiącą modelką. Autorka „wyraża postulat sprawiedliwości dziejowej – odwraca stulecia rasizmu i uprzedmiotowienia, za sprawą których powstały niezapomniane ikony historii sztuki, i tworzy własny, alternatywny kanon” - napisała Gingeras.

Choć w części „Edukacja i kanon” można obejrzeć popularne dzieła sztuki, warto skierować uwagę na hafty w centralnej części sali. To tzw. „malarstwo igłą”, które w XVIII wieku wyrzucono poza kanon akademicki. Jednym z wyszywanych dzieł jest „Na wystawie rzeźb Dunikowskiego” autorstwa Łucji Mickiewicz z około 1965 roku. Przedstawia scenkę, w której dwóch mężczyzn ogląda trzy rzeźby ulokowane na podeście. Jest to praca wyhaftowana nitką bawełnianą na tiulowej tkaninie, dzięki czemu można odnieść wrażenie, że całość połyskuje. Malarz kolorysta Artur Nacht-Samborski miał powiedzieć o pracy Mickiewicz, że bez wahania dałby jej dyplom z malarstwa. Twórczynie wystawy, w przeciwieństwie do XVIII-wiecznych akademików, pokazują, że haft może być sztuką o ogromnym znaczeniu.

Zaraz po lewej stronie od wejścia do sali wystawienniczej, w której pokazywane są dzieła w sekcji „Jej własna muza”, wisi obraz Marie-Nicole Vestier-Dumont „Autorka przy swoich zajęciach” z około 1791 roku. Francuska artystka w swoim autoportrecie prawdopodobnie jako pierwsza artystka w dziejach ukazuje siebie w roli pracującej matki. Patrząc w stronę widza, jedną ręką odsłania kołyskę wybudzonego niemowlęcia, w drugiej trzyma paletę i pędzle. Za nią widnieje rozpoczęty obraz, ukazujący twarz mężczyzny. Choć w XXI wieku wizerunek matki jednocześnie zajmującej się dzieckiem i pracą nie powinien zaskakiwać, oglądając obraz Vestier-Dumont widz mógłby pomyśleć, że jego temat nie pasuje do XVIII-wiecznych przedstawień. Mimo że obraz jest świadectwem przemian społecznych współczesnych artystce czasów okresu rewolucji francuskiej, decyzja malarki, aby przedstawić się w tak nietypowej scenerii była radykalna.

Wśród dzieł w części „Nadrealna jaźń, mistyczne ja” można oglądać m.in. „Szczęście rodzinne” Evy Švankmajerovej z 1978 roku. To utrzymany w ognistych czerwieniach, pomarańczach i żółciach obraz czeskiej artystki, której twórczość powstawała w cieniu słynnego męża - filmowca Jana Švankmajera. Malarka należała do czechosłowackiego ruchu surrealistów działającego w podziemiu, ukształtowanego w latach 60. XX wieku. W jej dorobku najważniejsze miejsce zajmują bohaterki, a kluczowymi tematami są dramat rodzinny i przestrzeń domowa. Surrealistycznemu obrazowi należy się dokładnie przyjrzeć, aby zobaczyć wszystkie jego niuanse. Choć na pierwszym planie widać półnagą kobietę lewitującą nad krzesłem, po dogłębniejszej analizie dostrzec można męską twarz, której częścią jest bohaterka. Sprawia wrażenie, że jest uwięziona w głowie mężczyzny. Można się zatem domyślać, że słowo „szczęście” zostało zamieszczone w tytule ironicznie.

„Artysta nieznany był kobietą” to niewielka sekcja ulokowana w przejściu między salami wystawienniczymi. Znajduje się w niej „Portret Heleny Antonii z Liège (z brodą)” anonimowego autorstwa z około 1621 roku. Autor lub autorka dzieła powiązał historię sportretowanej z legendą słowiańskiej świętej ludowej Wilgefortis, jak napisano w opisie obrazu, „twierdząc, że powód, dla którego Helena miała brodę, wynikał z odrzucenia przez nią ożenku”. Z uwagi na nawiązanie do protofeministycznej postaci symbolizującej nonkonformizm płciowy i opór, można podejrzewać, że autorką portretu Heleny była kobieta.

W części „Nie ma takiej bramy, takiego zamka ani takiego rygla”, której nazwa nawiązuje do eseju „Własny pokój” Virginii Woolf, nie można przegapić horyzontalnego obrazu „Aaron” Jordan Casteel z 2013 roku. Jego bohaterem jest nagi, czarny mężczyzna leżący wśród osobistych przedmiotów na łóżku, którego poza przypomina ikoniczną „Olimpię” Édouarda Maneta, przełamując tradycyjne reguły aktu. Jednak w przeciwieństwie do niej nie jest bierny, ani obojętny, jego spojrzenie ma wyraz. Jak napisała historyczka sztuki Katarzyna Ewa Trzeciak w katalogu wystawy, „Casteel wypełnia lukę w sztuce zachodniej, daje widoczność grupie, którą współczesna kultura stereotypowo postrzega jako zagrożenie”. Całość kompozycji utrzymana jest w brązach i burgundach.

„Fotel ginekologiczny” Everlyn Nicodemus z 1983 roku to pozycja w sekcji „Zrodzone z kobiety”. Za stworzeniem obrazu kryją się emocje, z którymi spotkała się prawie każda kobieta - m.in. poczucia słabości i bezradności, które towarzyszą kobietom przy zabiegach ginekologicznych, często w obliczu niewłaściwego traktowania ich narządów rodnych. Tanzańska artystka przedstawiła czarną kobietę w gabinecie ginekologicznym, siedzącą z rozwartymi nogami, czekającą na badanie. Jej ręce złożone są na kroczu w geście obronnym. Choć bohaterka obrazu namalowana jest za pomocą czarnego konturu i ograniczonej palety barw, z jej twarzy widz może wyczytać strach, zmieszanie i nieufność. Nicodemus nawiązuje w pracy także do zbiorowej traumy czarnych kobiet, które w XIX wieku lekarze często poddawali niewoli, by badać i operować je bez znieczulenia, aby doskonalić technikę chirurgiczną na potrzeby białych pacjentek.

Ostatnia część „Kobiety na wojnie” bogata jest w rysunki i akwarele z lat 1932-1943 autorstwa Geli Seksztajn. To portrety dziewczynek i młodych kobiet, których podmiotowość chce wydobyć, w obliczu wojny i zagłady, które je zabiorą. „Ich wizerunki są pełne ekspresji, artystka utrwala ich pozy, grymasy” - podkreślono w opisie pracy. Oglądając portrety warto się na chwilę zatrzymać, poświęcić uwagę dzieciom i kobietom, które padły ofiarą okrucieństwa wojny.

Analizy prac znajdujących się na wystawie można znaleźć w katalogu do wystawy autorstwa jej kuratorki Alison Gingeras, wydanym nakładem Wydawnictwa MSN.

Wystawę „Kwestia kobieca 1550–2025” można oglądać do 3 maja 2026 roku w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.

Zuzanna Piwek

PAP