15 lat temu zmarł Ludwik Jerzy Kern, autor „Ferdynanda Wspaniałego”

29 października 2010 roku zmarł Ludwik Jerzy Kern, pisarz, poeta, satyryk, tłumacz, autor tekstów piosenek oraz książek dla dzieci - m.in. „Ferdynanda Wspaniałego”, „Karampuka” i „Proszę słonia”. Przez ponad pół wieku był redaktorem krakowskiego „Przekroju”.

15 lat temu zmarł Ludwik Jerzy Kern, autor „Ferdynanda Wspaniałego”
Ludwik Jerzy Kern / fot. Przemek Wierzchowski PAP

„Był satyrykiem dobrodusznym, to znaczy jego satyra nie niszczyła, nie unicestwiała” – powiedział PAP po śmierci Kerna Mieczysław Czuma, redaktor naczelny tygodnika „Przekrój” w latach 1973-2000. „On był takim racjonalistą, uczył, wychowywał, oswajał tę naszą trudną rzeczywistość. Jego satyra pomagała rozumieć świat i życie” – wyjaśnił.

„Był przeuroczym człowiekiem, dowcipnym, miał wspaniały dar narracji, cudowną umiejętność malowania słowem nastroju. On był w swoich rozmowach tak zdyscyplinowany jak w swoich wierszach” – ocenił wówczas w rozmowie z PAP Leszek Mazan.

„We wszystkim, co pisał, starał się wyciągać wnioski z życia, które go otaczało” - mówił w Polskim Radiu w 2011 roku krytyk literacki Tadeusz Nyczek. „Podkreślał małe sprawy, w jego tekstach jest mnóstwo nazw własnych: tytułów, szyldów sklepowych i innych drobiazgów. Z tych tekstów dałoby się wypreparować cały obraz rzeczywistości i obyczajów, które wtedy panowały, w których przełamywało się przedwojenne z powojennym” – dodał.

„Wiersze Kerna, choć satyryczne, pozbawione są zapiekłości. Nadal nas bawią jak przed dwudziestu czy trzydziestu laty, co nie zmienia faktu, że jest to zarazem poważny zbiór rymowanych esejów o półwieczu naszego kraju. Ich autor nie ustawał w satyrycznym komentowaniu dramatycznie zmieniającej się rzeczywistości” – napisał Janusz R. Kowalczyk (culture.pl, 2010).

Uważał, że dwa imiona, którymi się posługiwał, lepiej brzmiały, zwłaszcza gdy się miało krótkie, jednosylabowe nazwisko. Ludwik Jerzy Kern urodził się jako syn Ludwika, nauczyciela łaciny, i Marii z domu Gertner 29 grudnia 1921 r. w Łodzi przy ul. Piotrkowskiej 93. „Dwieście metrów ode mnie urodził się Tuwim, a kolejne dwieście metrów w drugą stronę - Artur Rubinstein” - powiedział Annie Żebrowskiej w rozmowie zatytułowanej „Ja se piszę wierszyki” opublikowanej miesiąc przed jego śmiercią („Duży Format”, 26 września 2010).

Wiele publikacji podaje jego datę urodzenia o rok wcześniejszą – 29 grudnia 1920 – jednakże sam Kern w audycji radiowej „Satyrycy przed mikrofonem” (1956) na pytanie o „rocznik” odpowiedział: 1921.

Maturę zdał w Liceum Humanistycznym im. Aleksego Zimowskiego w Łodzi. Debiutował w 1938 r. jako poeta w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” wierszem „Szukanie chwili”.

Po wybuchu II wojny światowej został przydzielony do Szkoły Podchorążych Kawalerii w Grudziądzu. Nie miał pojęcia, jak obchodzić się z końmi. „Bałem się strasznie, bo koło takiego konia trzeba chodzić, a on kopie i gryzie. Na szczęście, okropna rzecz, wybuchła wojna” - wspominał.

Studiował w PWST w Łodzi. „Poznał wówczas w powojennej Łodzi czołówkę polskiej sceny, z Józefem Węgrzynem i Aleksandrem Zelwerowiczem na czele. Uczyli go: Zofia Tymowska, Bohdan Korzeniewski, Henryk Szletyński i Jacek Woszczerowicz” – napisał Janusz R. Kowalczyk. „Był na roku między innymi z Gustawem Lutkiewiczem, Tadeuszem Plucińskim, Bogdanem Baerem, Lechem Ordonem i Tadeuszem Mincem. Uczęszczał wprawdzie na zajęcia aktorskie, ale myślał już o reżyserii. A równocześnie nadal spełniał się w pracy w Polskiej Agencji Prasowej” - dodał.

„Był też naszym kolegą z PAP-u, bo w latach 40. zaraz po wojnie zaczynał swoją karierę dziennikarską jako PAP-owiec w dziale rolnym agencji w Łodzi” – przypomniał Leszek Mazan. „Będąc w tym dziale rolnym, zaczął pisywać do »Szpilek« i innych pism satyrycznych, w końcu rozstał się z PAP-em, ale zawsze się z agencją utożsamiał i mówił, że tam rozpoczął swoją karierę dziennikarską” – podkreślił.

W 1948 roku związał się z krakowskim tygodnikiem „Przekrój”, do redakcji którego zaprowadził go spotkany przypadkiem na Plantach Konstanty Ildefons Gałczyński.

„Zostałem wyrwany do »Przekroju« właściwie przez przypadek” - wspominał Kern w wywiadzie opublikowanym w „Nowych Książkach” w 2008 roku. „Początki w »Przekroju« były trudne. Po dwóch latach dostałem jakiś etacik. Przez pewien czas byłem takim chłopakiem do wszystkiego, pisałem teksty za wierszówkę, za jakieś grosze” - opowiadał.

Po odejściu Gałczyńskiego, który był „królem poezji” w „Przekroju”, Kern zaczął redagować ostatnią stronę tygodnika – „Rozmaitości” - na której też publikował swoje wiersze. Robił to do 2002 roku. „To była strona, od której rozpoczynało się lekturę »Przekroju«, a ozdobą tej strony był jego cotygodniowy wiersz. To był taki humorystyczny, obyczajowy traktat zawsze dotykający spraw bieżących, pisany prostym, zrozumiałym językiem” – przypomniał Czuma.

„Siedziałem 54 lata (bez miesiąca) na jednym i tym samym stołku” - powiedział Ludwik Jerzy Kern Wacławowi Krupińskiemu („Dziennik Polski”, 2010), komentując „swój redakcyjny długi żywot”. Praca w „Przekroju” była dlań „najmilszym uniwersytetem świata”.

„Jazzu uczył mnie Tyrmand. Polszczyznę »studiowałem« u kolegów redakcyjnych, wybitnych polonistów: Jana Błońskiego i Henryka Markiewicza” - opowiadał Januszowi R. Kowalczykowi. „»Przekrój« redagowało się na okrągło w dobrym towarzystwie. Z redakcji przeważnie szło się do kawiarni. Z kawiarni do jakiejś restauracji, a po kolacji szło się do nocnego lokalu i… tam się dalej redagowało. W lecie redagowało się na przykład na basenie” - wspominał.

Jako pisarz Kern debiutował w 1953 r. tomem pt. „Tu są bajki”.

„To zresztą ciekawe, a chyba mało kto zwrócił na to uwagę, że wtedy właśnie, w latach 50., bardzo wielu satyryków pisało bajki” – przypomniał. „Uprawianie satyry w naszych warunkach nie było proste” – mówił. „Za stalinizmu pisaliśmy bajeczki. Żeby cenzura puściła jakąś ostrzejszą bajkę, używaliśmy wybiegu. Dopisywaliśmy pod tytułem bajki na przykład »według Malenkowa« czy »według Czaraputkina«. Byle rosyjskie nazwisko i już był święty spokój, bo żaden cenzor nie przyznałby się, że nie wie, kim jest ten towarzysz Czaraputkin, który pisze takie ostre bajeczki” – wyjaśnił Kowalczykowi Ludwik Jerzy Kern.

W 1954 roku ożenił się z aktorką Martą Stebnicką - przeżyli wspólnie 56 lat.

Był mistrzem krótkich form literackich - autorem mnóstwa wierszy, fraszek, skeczy, anegdot, powiedzonek - a także książek dla dzieci, tekstów kabaretowych, tekstów piosenek, przebojów takich jak: „W kalendarzu jest taki dzień”, „Nie bądź taki szybki Bill”, „Cicha woda” czy „Lato, lato”. Wykonywali je m.in. Maria Koterbska, Halina Kunicka, Mieczysław Fogg i Zbigniew Kurtycz.

Był również współautorem telewizyjnych programów satyrycznych: „Kernalia” i „Trzy tysiące sekund z Ludwikiem Jerzym Kernem” (1965), „Kuchenny walc” (1967), „Karnawał ante portas” i „U fotografa” (1968), „Na plaży” (1970), „Porachunki małżeńskie” (1974), „Kwadrans pod psem. Wiersze i piosenki” (1982) oraz „Kernalia, czyli cztery łapy” (1994).

Zajmował się również przekładami, tłumaczył m.in. prozę Isaaca Bashevisa Singera.

Jest autorem kilkudziesięciu poetyckich książek dla dzieci. Najsławniejszą chyba i wielokrotnie tłumaczoną, m.in. na japoński, estoński, ormiański i hebrajski, jest „Ferdynand Wspaniały”.

Opowieści o psie, któremu śni się, że jest człowiekiem, wzięły się „z życia”. „Miałem suczkę Farsę, która leżała przy moich nogach i bardzo grzecznie się zachowywała. Za to we śnie szczerzyła zęby, przebierała łapami i powarkiwała. Kiedyś pomyślałem sobie, iż pewnie śni się jej, że jest człowiekiem. Wziąłem długopis. Zapisałem to, co pies wymyślił” – wyjaśnił Kern. „To właśnie dzięki szalonym przygodom Ferdynanda Kern wybudował sobie dom na krakowskim Wzgórzu Salwatorskim” – napisał Janusz R. Kowalczyk.

Kerna utwory dla dzieci, odznaczające się szczególnym wdziękiem, humorem i liryzmem, bliskie są poezji Gałczyńskiego. Stworzył niezapomniane postacie literackie - obok psa Ferdynanda także słonia Dominika i królika Karampuka. Prócz „Przekroju” był także bardzo lubianym przez młodych czytelników współpracownikiem „Płomyka” i „Płomyczka”.

„Poza granice tego kraju wyszedłem jako pisarz dla dzieci, nie zaś jako satyryk” – wspominał. „Bo kogo w Paryżu interesuje, że stałem kilka godzin w kolejce, by na Dzień Kobiet zdobyć dla żony… kostkę masła. Zacząłem pisać dla dzieci i nie omyliłem się. Moje książki mają tłumaczenia w świecie” – opowiadał Kern. Natomiast te „nieprzekładalne” na inne języki utwory bardzo celnie punktowały nasz obyczaj.

„Jednakże z jego wierszy satyrycznych co i rusz wyziera dusza liryka” – ocenił Janusz R. Kowalczyk. „Na to, żeby być prawdziwym lirycznym poetą, trzeba być duchowym ekshibicjonistą. A mnie taki striptiz przeszkadza” – wyjaśnił pisarz. „Gdybym został aktorem, także musiałbym się psychicznie rozbierać i pokazywać wnętrze swojej czaszki. Bez tego nie można być dobrym aktorem ani poetą lirycznym” - dodał. „Uratowała mnie satyra i ironiczne spojrzenie. Gdybym zdecydował się na czystą lirykę, a nie do końca odsłaniał, byłoby to przypuszczalnie nieprawdziwe i niedobre” – podsumował Ludwik Jerzy Kern.

Zmarł 29 października 2010 roku w wieku 88 lat. Jest pochowany na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. 
Paweł Tomczyk


PAP