Zbigniew Wodecki: wszyscy nagrywają hity, a gdzie jest muzyka?

Wszyscy muzycy są niewolnikami tego co robią i jedyną satysfakcją są dla nas brawa - podkreśla Zbigniew Wodecki. Muzyk przyznaje, że pasja z jaką oddaje się muzyce, to wielka przyjemność, ale i obowiązek poświęcenia się jej bez reszty.

"Mój zawód i pasja, która mnie dotknęła, mogę powiedzieć - genetycznie, to jest nieustanny pęd do osiągnięcia sukcesu - żeby się popisać zdać dyplom, egzaminy, żeby się podobało, żeby były brawa. Później człowiek osiąga sukces i to jest początek kolejnej orki. Ponieważ osiągnięcie sukcesu wiąże się z kolejnymi egzaminami. Bo życie to jest wielki egzamin, szczególnie, kiedy jest się skrzypkiem, tak jak ja. Bo śpiewać każdy może" - wyjaśnia Zbigniew Wodecki.

Kompozytor podkreśla, że osiągnięcie sukcesu jest tak samo trudne, jak jego utrzymanie. Trzeba nieustannie trenować, bo liczy się nie tylko kunszt, ale również uznanie publiczności, która jest najbardziej surowym krytykiem.

"To nie jest tak, że się człowiek raz nauczy i już umie. To jest mozolna praca. Jak ktoś nie ma tremy, to uważam, jest słabym artystą, nie ma wyobraźni, bo trema związana jest z wyobraźnią" - przyznaje muzyk.

"Wszyscy muzycy jesteśmy niewolnikami tego co robimy i jedyną satysfakcją dla nas są brawa, odbiór publiczności. Niestety bywa tak, że im człowiek więcej umie, tym bardziej odrywa się od publiczności, która nie ma obowiązku znać wszystkich kaprysów Paganiniego, Brahms, Beethoven - oni nie muszą tego znać, im może się coś podobać albo nie" - dodaje.

To co zdaniem Wodeckiego zabija sztukę, jest komercja. "Komercja, jak wiadomo, zabija sztukę prawdziwą. Coś, co się musi sprzedać, musi być łatwiejsze, a to, co jest trudne i wymaga bardzo wiele pracy, odbierają smakosze. Tych ludzi jest bardzo mało. Na szczęście jest internet, to taki kij, który ma dwa końce - z jednej strony jest hejt, a z drugiej strony można dzięki internetowi zobaczyć naprawdę fantastycznych ludzi, bardzo zdolnych, którym się nie udało" - wyjaśnia Wodecki.

Mówiąc o zawodzie muzyka, podkreśla kompozytor, że nie tylko trzeba mieć talent, być tytanem pracy i nieustannie szlifować swoje umiejętności, trzeba mieć również szczęście. "W zawodzie muzyka nie dość, że trzeba być świetnym artystą, to trzeba mieć dużo szczęścia, żeby trafić w odpowiedni moment, na odpowiedni prąd, który go poniesie" - przyznaje.

Dzięki współpracy z Mitch & Mitch Orchestra and Choir, Zbigniew Wodecki po 40 latach mógł znów poczuć się jak debiutant, a słuchacze mogli zapoznać się z płytą, która - jak przyznaje sam muzyk - była zupełnie nieznana.

"Po 40 latach nastąpił mój debiut i to dzięki młodym ludziom, którzy odkryli moją pierwszą płytę, która była w ogóle nieznana - ona w ogóle nie zaistniała. Ta nasza płyta sprzed 40 lat, którą jakby nie było teraz zadebiutowałem ponownie, bardzo dobrze się ma. Wszyscy mówią: stary świetna muzyka. Nawet próbowaliśmy się zastanawiać na czym to polega, że coś co było napisane 40 lat temu, nagle jest lubiane. Sam nie umiem odpowiedzieć na to pytanie" - mówi o nowej płycie Wodecki.

"Kiedy nagrywałem ten materiał, nie chciałem nagrać hitu - zresztą teraz wszyscy nagrywają hity, przeboje i mnie szlag trafia, a gdzie jest muzyka. Ja wtedy chciałem wejść do studia i popisać się przed kolegami muzykami. Siedzieli moi koledzy - trębacze, saksofoniści, gitarzyści, aranżerzy, i tak sobie myśleli, co ten Wodecki pokaże. Chciałem coś udowodnić, nie dać plamy" - wspomina. (PAP Life)