Urodzony w 1942 roku gitarzysta od najmłodszych lat planował karierę muzyka. W wieku 15 lat kupił swoją pierwszą, akustyczną gitarę. Nauka szła mu na tyle dobrze, że z pierwszego zespołu został wyrzucony za... nadmierne popisywanie się. Prawdziwą muzyczną przygodę rozpoczął jednak dopiero, gdy trafił do Nowego Jorku.
Hendrix zamieszkał w dzielnicy bohemy, Greenwich Village, przesiadywał w "Cafe Wha?", gdzie słuchał koncertów młodego Boba Dylana. "Fatalnie śpiewał, marnie grał na gitarze" - opowiadał w wywiadach Hendrix - "Ale to, o czym śpiewał...musiałeś słuchać jego słów" - dodawał. Przykład Dylana pokazał mu, że muzyka popularna może być czymś więcej niż rozrywką. Może także opowiadać poruszające historie.
Pobyt w "mieście, które nigdy nie śpi" zbawiennie wpłynął na muzyczną edukację 23-letniego muzyka, dotychczas zanurzonego niemal wyłącznie w tradycji bluesa i R & B. W Nowym Jorku poznał także Lindę Keith, dziewczynę gitarzysty The Rolling Stones Keitha Richardsa. Dziewczyna była pod wrażeniem gry Hendrixa i zapoznała go z Chasem Chandlerem, byłym muzykiem grupy The Animals. Za jego namową Hendrix wyruszył do Londynu, gdzie planowano stworzyć wokół niego nowy zespół - The Jimi Hendrix Experience.
Swoją londyńską przygodę rozpoczął od pojedynku gitarowego z Ericiem Claptonem. W tym czasie londyńskie mury zdobiły napisy: "Clapton jest bogiem". Gitarzysta współpracujący z Johnem Mayallem, guru brytyjskich bluesmanów, faktycznie traktowany był z naboznością przez londyńskie środowisko muzyczne. Nigdy wcześniej w Anglii nie było tak uzdolnionego gitarzysty jak on. Samo wyzwanie, rzucone mu przez anonimowego Hendrixa, wydawało się niemal bluźnierstwem.
"Zaczął grać numer Howlin' Wolfa. Zrobił ten cały numer - grał zębami na gitarze, kładł ją na podłodze, trzymał za głową i robił inne wygibasy. To było niesamowite" - wspominał Clapton. W mieście zjawił się nowy gitarzysta, który grał i robił na scenie rzeczy, do których Clapton i jego koledzy nie byli zdolni.
"Cześć, tu Eric". "Jaki Eric?"."Eric Clapton". "Aha, cześć" - tak brzmiała pierwsza rozmowa telefoniczna Erica Claptona z Petem Townshendem. Dwóch gitarzystów, liderów zespołów Cream i The Who, właściwie nie rozmawiało ze sobą wcześniej. Townshend nie krył zdziwienia: "Wcześniej do siebie nie dzwoniliśmy a tu nagle umawiamy się na kawę, idziemy zobaczyć film z gatunku włoskiego neorealizmu. A potem godzinami gadaliśmy o Hendrixie" - wspominał gitarzysta The Who. Obaj czuli się zagrożeni intruzem zza Oceanu.
Hendrix jawił się, jako niebezpieczny rywal, posiadający wszystkie cechy konieczne do zburzenia ustalonej hierarchii. "Rozmawialiśmy o nim, o jego grze i utworach strasznie długo. Na koniec obaj zgodziliśmy się, że jest niesamowity" - wspominał Townshend.
Gitarzysta The Who dowiedział się o przybyciu Hendrixa do Londynu od innego muzyka - Jeffa Becka. Townshend spotkał Becka w studio nagraniowym i usłyszał na wpół żartobliwą uwagę: "Słyszałeś o Jimim Hendrixie? Uważaj na niego, kradnie ci twoje ruchy i brzmienie".
Gdy Townshend usłyszał Hendrixa po raz pierwszy miał jednak inne odczucia: "Faktycznie, widziałem w jego grze i zachowaniu wiele elementów mojego stylu, ale on robił to inaczej, uzyskiwał inny efekt i robił to w innym celu" - powiedział w filmie dokumentalnym "Hendrix".
Na londyńskie występy The Jimi Hendrix Experience regularnie przychodzili muzycy The Rolling Stones, The Who, Cream i The Beatles. "Hendrixowskie" wykonanie piosenki The Beatles "Sgt. Pepper's Lonely Heart Club Band", które odbyło się podczas koncertu w londyńskim teatrze Saville 4 czerwca 1967 roku (a więc zaledwie 3 dni po światowej premierze albumu The Beatles), basista "fantastycznej czwórki" Paul McCartney uznał za "ogromne wyróżnienie".
Townshend spotkał się z Hendrixem twarzą w twarz dwa lata później, podczas festiwalu hipisowskiego w Monterey. Odbyła się kłótnia o to, kto zagra pierwszy. "Jimi był kompletnie naćpany. Nie dało się z nim rozmawiać. Wskoczył na krzesło i zaczął grać jakieś solo" - wspominał tamten wieczór Townshend.
Ostatecznie The Who wystąpiło jako pierwsze, kończąc swój koncert zmasakrowaniem sprzętu. "Potem wyszedł Hendrix, zagrał zupełnie nieźle. A na końcu podpalił gitarę. To było szokujące, ale my kilka chwil wcześniej też zniszczyliśmy nasz sprzęt" - dodał gitarzysta The Who.
Następnego dnia spotkali się znów, tym razem na lotnisku. Gitarzysta The Who miał zapytać Hendrixa czy mógłby otrzymać na pamiątkę kawałek zniszczonego przez niego instrumentu. "Mam ci go też podpisać?" - usłyszał ostrą odpowiedź.
W 1997 roku w Londynie odsłonięto pamiątkową tablicę na elewacji domu, w którym mieszkał Hendrix. Uroczystego odsłonięcia dokonał Townshend. "Potrzebny był gitarzysta do tej ceremonii" - powiedział wzruszony - "Jestem naprawdę dumny, że mogę odsłonić tę tablicę".
Hendrix zmarł 18 września 1970 w Londynie. (PAP Life) fot.PAP/EPA