W Hollywood jest uważany za jedną z najbardziej sympatycznych i uroczych osób, z niezwykle pozytywnym nastawieniem do życia i nieustającym dobrym nastrojem. Przyznaje, że nie jest to żadna kreacja, to jego sposób na życie. "Każda osoba ma wybór, kiedy budzi się rano. Możesz przeżyć każdy dzień z pozytywnym nastawieniem, być konstruktywnym i rozwiązywać problemy; lub możesz mieć negatywne nastawienie i zły humor. Wybrałem pierwszą opcję, jak do tej pory nie narzekam" - przyznaje.
Największy przełom w jego karierze nastąpił w latach 90., kiedy zaczął występować w serialu "Bajer z Bel-Air". Wspomina, że był to jeden z bardziej nerwowych momentów. "Byłem chodzącym kłębkiem nerwów. Bardzo się starałem. Uczyłem się na pamięć kwestii wszystkich aktorów, a potem powtarzałem je po cichu, kiedy grali. Gdy patrzę na pierwsze odcinki czuję pewien wstręt. Moje występy były straszne" - wspomina. Jednak serial przyniósł mu dużą popularność i pomógł zjednać sympatię widzów.
Występy w kasowych produkcjach sprawiły, że czternaście z dziewiętnastu filmów, w których zagrał Smith, osiągnęło międzynarodowe zyski w wysokości ponad 100 mln dol. każdy, natomiast kolejne cztery obrazy z jego udziałem wygenerowały zyski powyżej 500 mln dol.
Przyznaje, że cieszy się, że popularność nie dopadła go nagle. "Miałem czas na aklimatyzację, sława przychodziła do mnie stopniowo. To wolniejsze tempo pozwoliło mi pozostać normalnym. Dzieci, które dziś zyskują sławę, nie mają już tego czasu, za sprawą mediów społecznościowych zyskują niezwykłą popularność, z którą muszą sobie poradzić. Nazywam to chorobą wysokościową, która zaczyna się znacznie szybciej" - wyjaśnia.
Jego zdaniem nie każdy potrafi sobie poradzić z tą wspinaczką na szczyt. "Sława jest jak bycie na dużej wysokości, na której jest coraz mniej tlenu. Niektórym aklimatyzacja przychodzi szybciej, inni nie potrafią tego znieść, nie mogą oddychać" - tłumaczy aktor.
Smith przede wszystkim kojarzy się z takimi produkcjami jak "Bad Boys" czy "Faceci w czerni", jednak potrafi również poruszać widzów kreacjami, które stworzył w filmach "W pogoni za szczęściem" czy "Siedem dusz". Te role przyszły nieco później. Podkreśla, że na planie częściej niż z technik aktorskich, korzysta z życiowego doświadczenia. "Doświadczenia życiowe pozwalają mi łączyć się z różnymi, bardziej złożonymi, głębszymi ludzkimi emocjami. Jako artysta w swojej pracy sam dla siebie jestem narzędziem" - przyznaje Smith, którego w styczniu będzie można ponownie zobaczyć w roli Mike'a Lowrey'a w filmie "Bad Boys for Life". (PAP Life)