Podczas spotkania z licznym gronem sympatyków fotografii artysta opowiadał o swoim życiu, sztuce, rodzinie, przyjaźniach i karierze artystycznej. Mówił o tym, jak podkreśliła konsul generalna Urszula Gacek, dokładnie w 57 lat od czasu kiedy przybył z Polski do Nowego Jorku.
Pytany przez PAP Life o rodowód słowa fotokompozytor, Horowitz tłumaczył, że nazywa siebie tak, ponieważ komponuje niezależne zdjęcia w niezależną całość i podobnie jak kompozytor muzyki składa niezależne od siebie dźwięki w akordy, w harmonię.
"Przyszło mi to do głowy w sposób naturalny. Ludzie na początku patrzyli na mnie krzywo, ale to się przyjęło" - wskazał.
Niezależnie od nawiązania do czasów okupacji, fascynacji jazzem, związków z "Piwnicą pod Baranami", Horowitz zdradza w "Wspomnieniach fotokompozytora" m.in. tajniki swego warsztatu, kreśli portret rodziny, a także opowiada o spotkaniach z takimi sławami jak Mick Jagger czy Andy Warhol.
Artysta znany jako prekursor cyfrowego przetwarzania fotografii mówił o swoich zmaganiach z nową techniką i technologią. Była ona dla niego początkowo nie tylko skomplikowana, lecz także kosztowna. Wysiłki, aby poznać to od podszewki przynosiły jednak korzyści, ponieważ jako jeden z pierwszych mógł ją w swej pracy stosować.
W opinii fotografika w twórczości bardzo mu pomogła solidna edukacja. Ukończył w Nowym Jorku prestiżowy Pratt Institute. Miłość do sztuki klasycznej, zaznaczył, zaszczepili w nim jeszcze nauczyciele w Krakowie.
Horowitz przypomina, że nie zgadzał się z powszechnymi niegdyś opiniami jakoby nowe metody wykluczały traktowanie fotografii jako sztuki. Musiało minąć sporo czasu, aby adwersarze przełamali opory. Nie przyjmował też zarzutów o "fałszowanie rzeczywistości". Argumentował, że czuje się jak malarz kreujący nowy świat.
Także krytyka fotografii komercjalnej nie jest zdaniem artysty zawsze uzasadniona. Niekoniecznie, przekonywał, musi być gorsza od fotografii jako sztuki. Przywołał Michała Anioła, który tworzył na zamówienie. Podkreślił zarazem, że jeśli nie mógł mieć wpływu na to co robi, odmawiał zleceń nawet za setki tysięcy dolarów, np. w przypadku sieci sklepów J.C. Penney Co.
Horowitz wyraził zadowolenie z dobrego przyjęcia opublikowanego przez wydawnictwo "Znak" tomu. "Z Polski dostaję fantastyczne listy. Ludziom najbardziej podoba się nastrój i optymizm. Mówią, że się bardzo dużo uczą o życiu, a nie tylko o mnie. Piszą w superlatywach, co można znaleźć w internecie" - zaznaczył w rozmowie z PAP Life autor.
Jak dodał książka podobała się także Romanowi Polańskiemu, którego znał z powojennego Krakowa i poświęcił mu w tomie sporo miejsca. "Rozmawiałem z nim parę dni temu i ponieważ dużo o nim piszę byłem troszkę niepewny. Reszta to prawie wszystko Amerykanie lub obcojęzyczni, tak że dopóki książka nie wyjdzie po angielsku, nie będę mógł zebrać jakichkolwiek reakcji" - wyjaśnił.
Jak poinformował autor "Wspomnień fotokompozytora", trwają pracę nad przekładem książki na angielski. Chciałby też, aby tom dotarł do czytelników mówiących w innych językach.
Dużą wystawę retrospektywną prac Horowitza można oglądać obecnie w Rochester, w stanie Nowy Jork. Ekspozycja ma trafić także do miasta.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP Life)