Im bliżej rozpoczęcia sezonu nagród filmowych, który standardowo startuje w okolicach jesieni, tym więcej premier, które w ocenie ich producentów mogą kandydować do najważniejszych wyróżnień, w tym Oscarów. Terminem „wabika na Oscara” określane są niekoniecznie znakomite filmy, ale takie, które posiadają godne zauważenia elementy. Kto widział choć jeden film ze znanym aktorem/aktorką wcielającymi się w charakterystyczną postać historyczną, bądź w rolę ciężko chorej osoby, ten wie, o czym mowa.
Tej jesieni taką rolą bez wątpienia jest występ Russella Crowe’a w dramacie historycznym „Norymberga”, w którym wcielił się w rolę Hermana Goeringa. Tuż przed rozpoczęciem procesu nazistowskich zbrodniarzy wojennych w Norymberdze, amerykański psychiatra Douglas Kelly (Rami Malek) otrzymuje zadanie nawiązania relacji z Goeringiem i uzyskania obciążających go zeznań. Od tego, jak poradzi sobie Kelly, zależeć będzie przebieg procesów norymberskich.
Krytycy, którzy widzieli już „Norymbergę” w Toronto nie mają wątpliwości, że Crowe swoim występem zasłużył przynajmniej na nominację do Oscara. Byłaby to jego czwarta nominacja do tej prestiżowej nagrody po tych uzyskanych za role w filmach „Informator”, „Gladiator” i „Piękny umysł”. W recenzjach mówi się o tym, że rola Goeringa jest najlepszą kreacją Crowe’a od czasu występu w „Człowieku ringu” z 2005 roku.
Wysoka ocena kreacji aktorskich w „Norymberdze” to punkt wspólny pierwszych recenzji filmu Vanderbilta. Według niektórych z krytyków jest to konwencjonalny film historyczny, inni podkreślają to, ja szczególnie ważne to dzieło w kontekście tego, co współcześnie dzieje się na świecie. Nie brakuje też zachwytów pod adresem dramatu. Recenzenci zgadzają się natomiast co do tego, że godne nominacji do Oscarów są kreacje aktorskie, nie tylko Crowe’a. Chwalony za występ prokuratora Roberta H. Jacksona jest Michael Shannon, a wiele ciepłych słów pod swoim adresem zobaczą też Malek oraz Leo Woodall w roli sierżanta Howiego Triesta. (PAP Life)