„Pamiętam, że Ridley podszedł do mnie w trakcie zdjęć i powiedział: +Słuchaj, fabuła rozwija się w taki sposób, że nie widzę możliwości, żeby Maximus żył dalej. Tej postaci chodzi o czystą zemstę za śmierć żony oraz dziecka. Kiedy jej dokonuje, co mógłby robić dalej?+. Odpowiedziałem: +No tak, co mógłby robić Maximus? Pobiec do pieprzonej pizzerii mieszczącej się niedaleko Koloseum?+ Miał jeden cel: spotkać się ze swoją żoną w zaświatach i przeprosić ją za to, że nie było go przy niej, gdy powinien. To wszystko” – opowiedział Crowe.
Tym samym los Maximusa został przypieczętowany dopiero w trakcie zdjęć. Decyzja o śmierci gladiatora sprawiła, że jeszcze większe emocje wzbudza scena, w której Maximus wyjawia swoje prawdziwe imię cesarzowi Kommodusowi granemu przez Joaquina Phoeniksa, który jest winny śmierci jego rodziny. Stała się ona metaforycznym listem samobójczym bohatera. W wywiadzie dla magazynu „Empire”, Crowe wraca też pamięcią do nagrywania tej sceny i kłopotów, jakie przysporzyło mu proste zdejmowanie hełmu przed wyjawieniem swojego imienia.
„Hełm się naelektryzował i za każdym razem, gdy go zdejmowałem, włosy na czubku głowy stawały mi dęba. Próbowałem robić to powoli, próbowałem szybko – za każdym razem dwa włosy stały niczym Teletubisie. Ridley rozwiązał to decyzją o dużym zbliżeniu w momencie, gdy odwracam twarz do Kommodusa. W ten sposób widać było tylko czoło i podbródek, a stojące włosy były poza kadrem” – wspomina aktor.
Pandemia koronawirusa sprawiła, że przepadła szansa na ponowne zobaczenie „Gladiatora” na dużym ekranie. Na początek kwietnia tego roku studio Paramount planowało bowiem ponowne projekcje filmu Scotta w kinach. Okazją do tego było dwudziestolecie premiery tego dzieła. Plan ten nie zostanie jednak zrealizowany. Podobnie może być z planem nakręcenia kontynuacji filmu, o której Ridley Scott wspomina od dłuższego czasu. Na chwilę obecną nic nie wskazuje na to, że „Gladiator 2” kiedyś powstanie. (PAP Life)