Mowa o tłumaczeniach filmów wyświetlanych w czasie seansu w formie napisów na dole ekranu. Coś, co jest normą m.in. w polskich kinach, w Stanach wciąż traktowane jest jako zło konieczne. Utarło się przeświadczenie, że w Hollywood powstaje tak dużo remake’ów zagranicznych filmów, bo tamtejsi widzowie nie lubią w kinie rozpraszać się czytaniem napisów. Do tego właśnie nawiązywał Joon-ho Bong w swojej ubiegłorocznej przemowie – chodziło mu o to, że wiele wartościowych zagranicznych filmów nie ma szans u amerykańskich widzów.
Organizatorzy festiwalu w Wenecji również borykają się z narzekaniem na napisy. Zwykle festiwalowym filmom towarzyszą napisy w języku włoskim dla miejscowych widzów. Od 2018 roku do napisów w języku włoskim doszły napisy w języku angielskim, które dostępne są również w przypadku filmów w tym właśnie języku. Jednak dopiero teraz słychać coraz wyraźniejsze głosy niezadowolonych widzów.
Praktycznie do wszystkich filmów tegorocznego festiwalu w Wenecji opracowano anglojęzyczne napisy. Wyjątkiem był film „Diuna” Denisa Villeneuve’a, choć, jak zauważają złośliwi, akurat w jego przypadku takie napisy by się przydały. Szczególnie w scenach, w których dźwięk zagłusza dialogi. „Zdarzają się anglojęzyczne filmy, w których bohaterowie mówią slangiem albo mają jakiś konkretny akcent – szczególnie w niezależnych amerykańskich produkcjach. Widzom może być trudno ich zrozumieć, jeśli perfekcyjnie nie operują językiem angielskim” – tłumaczy dyrektor artystyczny festiwalu, Alberto Barbera. Jego zdaniem napisy pomagają w pełni zrozumieć filmy, co jest pomocne także dla decydujących o Oscarach członków Akademii, wielu z nich pochodzi bowiem z nieanglojęzycznych krajów.
„Uważam je za niewiarygodnie rozpraszające. Na festiwalach filmowych chce się patrzeć na ekran, a nie na dialogi pod nim. Rozumiesz angielskie słowa, ale często i tak je czytasz. Trzeba się zmuszać, żeby tego nie robić” – uważa krytyk „Variety” Owen Gleiberman. Przyznaje, że są momenty, w których napisy są przydatne, ale w jego ocenie minusy przesłaniają plusy. Z kolei krytyk gazety „New York Times” Glenn Kenny zauważa, że są gorsze rzeczy od napisów, wskazując na lektora. (PAP Life)