Mimo że aktor zbiera same dobre recenzje, uznał, że nadszedł czas, by spróbować swoich sił w innym gatunku filmowym i zapowiedział, że będzie odrzucał propozycje mniej ambitne.
Obecnie pracuje nad dwoma projektami, których na pewno nie można nazwać komediami romantycznymi.
"Rozpocząłem nowy rozdział w swojej karierze. Odmówiłem wielu reżyserom, którzy widzieli mnie znowu w roli słodkiego amanta. Myślę, że Hollywood w końcu zrozumiało, że ja naprawdę nie chcę brać udziału w takich produkcjach" - powiedział.
W swoim najnowszym wcieleniu w filmie "Killer Joe" McConaughey jest płatnym mordercą. Jest tam zatrudniony przez dilera narkotyków Chrisa (grany przez Emile Hirsch), by zabić jego matkę. Chce bowiem zdobyć pieniądze, które dostanie z ubezpieczenia na życie. W ten sposób pragnie pozbyć się swoich długów względem mafii. Killer Joe nie chce jednak od niego zapłaty. W zamian za wykonaną pracę żąda jego siostry Dottie (Juno Temple).
McConaughey przyznał, że scenariusz był ciężki do strawienia i dlatego na początku odrzucił propozycję zagrania roli tytułowej.
"Kiedy po raz pierwszy wszystko przeczytałem, pomyślałem sobie, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Aż czułem obrzydzenie i poszedłem od razu pod prysznic. Później wziąłem scenariusz jeszcze raz do ręki i nagle poczułem, że to jest właśnie to. To było to, czego szukałem. W końcu aktorstwo jest jak rodeo. Trzeba dać się ponieść" - ocenił. (PAP Life) fot.EPA/IAN LANGSDON