PAP: Co przekonało Pana do udziału w tym filmie?
Marcin Dorociński: Bardzo interesujący temat i scenariusz. Czytając go, zacząłem się zastanawiać, co sam zrobiłbym na miejscu bohatera, gdyby coś tak tragicznego przydarzyło się mnie. Zastanawiałem się, jak to jest - żyć dalej po takim wydarzeniu. A przede wszystkim, co to znaczy kochać. Lubię, kiedy film jest inspiracją i dla mnie, i dla widzów. Gdy skłania do przemyśleń sprawia, że widzowie rozmawiają o nim jeszcze długo po seansie. Myślę, że film Sławka Fabickiego taki właśnie jest.
PAP: W "Miłości" wcielił się Pan w Tomka, trzydziestoparolatka z małego miasta. Żona Tomka, Maria, grana przez Julię Kijowską, jest pracownicą miejscowego ratusza. Kobieta, która jest w zaawansowanej ciąży, staje się obiektem zainteresowania prezydenta miasta. Dochodzi do dramatycznego wydarzenia. Maria zostaje skrzywdzona. Tomasz dowiaduje się o tym i musi zareagować. Nie wie jednak, co zrobić, waha się. Jak mówią twórcy filmu, to moment, gdy w małżeństwie Tomka i Marii przyszedł czas na "weryfikację uczuć".
M.D.: Nie używałbym tutaj słowa "weryfikacja". Każdego dnia przekonujemy się, co to znaczy kochać, czym jest miłość. Najbardziej uświadamiamy to sobie wtedy, gdy w naszym życiu mają miejsce bardzo ważne wydarzenia: pozytywne lub negatywne. Gdy po tak mocnym zdarzeniu, dotyczącym bliskiej osoby trzeba stanąć na wysokości zadania - wtedy okazuje się, co to znaczy kochać drugiego człowieka.
PAP: Po pierwszych pokazach "Miłości", na ubiegłorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym, opina niektórych widzów o postaci Tomasza była taka: to mężczyzna słaby. W opisujących bohaterów "Miłości" materiałach, udostępnionych przez dystrybutora filmu, czytamy: "Dorocińskiego obsadzono w kontrze do jego ekranowego wizerunku. (...) Założeniem twórców Miłości było, że o bohaterach nie dowiadujemy się wszystkiego. Pewne kwestie pozostają niedopowiedziane. Także i to sprawia, że bohaterowie zaskakują, ujawniają cechy, których początkowo u nich nie podejrzewaliśmy. Między innymi dlatego wybrano właśnie Dorocińskiego, który w większości filmów jest, według słów reżysera, maczowaty".
M.D.: Nie ma sensu rozbieranie postaci Tomka na "czynniki pierwsze", ani ocenianie go w sposób skrajny. Tomek w pewnych aspektach swojego życia jest słaby, w innych natomiast, na przykład jeśli chodzi o jego pracę - silny. Nie oceniałbym go tak szybko. W jego życiu wydarzyło się coś strasznego i on nie potrafi sobie z tym poradzić. Ani z samym sobą. Tomek ma w sobie dużo z bohatera i dużo z tchórza. To, co się wydarzyło, sprawiło, że do głosu doszły jego słabsze cechy.
PAP: Tragiczne zdarzenie w życiu filmowej pary, którego świadkiem jest widz, ma miejsce w momencie, gdy małżeństwo spodziewa się dziecka. Tomek i Maria zakładają rodzinę. Na dobre wchodzą w dorosłość. Czy są dorośli pod względem emocjonalnym? Wydaje się, że ich wspólne życie układa się bardzo dobrze - mają ładny dom, pracę, są ze sobą już długo.
M.D.: Na pytanie, co znaczy być dorosłym, także niełatwo jest odpowiedzieć. Przecież człowiek uczy się przez całe życie. Z jednej strony można powiedzieć o Tomku i Marii, że są dorośli, odpowiedzialni - bo pracują, płacą podatki, żyją zgodnie z prawem. Jednak po tym, jak w ich życiu wydarza się coś dramatycznego, pojęcie dorosłości ulega kolejnej weryfikacji.
Rozmawiała: Joanna Poros
