Brytyjski aktor znany jest ze spektakularnych wizualnych metamorfoz, jakim poddaje się na potrzeby roli. Dość wspomnieć imponującą transformację w Winstona Churchilla, która zapewniła mu statuetkę Oscara. Choć w swojej pracy Oldman zwykle korzysta z drobiazgowej charakteryzacji, dzięki której jest w stanie fizycznie upodobnić się do granego przez siebie bohatera, podczas przygotowań do najnowszego filmu musiał z tego zrezygnować. Wszystko przez reżysera Davida Finchera, który zażądał, by gwiazdor pojawił się na ekranie w wersji „au naturel”.
Produkcja, o której mowa, to dramat biograficzny opowiadający o słynnym dziennikarzu i krytyku Hermanie J. Mankiewiczu i jego pracy nad scenariuszem do „Obywatela Kane’a” w reżyserii Orsona Wellesa. Scenariuszem, za który obaj panowie dostali Oscara i który stał się powodem ich wielkiego konfliktu. Oldman przyznaje, że po tym, co powiedział mu Fincher, nie wyobrażał sobie, jak ma wcielić się w postać Mankiewicza. „Pomyślałem: O cholera! Przecież ja nie wyglądam, jak Mank. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak grałem. Zawsze miałem coś na sobie – makijaż, perukę, cokolwiek. Byłem tym niesamowicie zestresowany” – zdradził gwiazdor w rozmowie z magazynem „Empire”.
Choć pomysł twórcy „Podziemnego kręgu” na początku wydał mu się absurdalny, z biegiem czasu zrozumiał, że reżyser miał sporo racji. „Nie miałem absolutnie żadnej pomocy w postaci charakteryzatorskich trików. W końcu dotarło do mnie, że Dave miał słuszność. Żadnych sztuczek, tylko gra. Doceniłem to” – wyjawił Oldman. Dla brytyjskiego aktora będzie to pierwsza główna rola od występu w „Czasie mroku”, za który dostał Oscara. „Mank” jest zarazem pierwszym filmem Davida Finchera od 2014 roku, kiedy premierę miał jego thriller „Zaginiona dziewczyna”. Film trafi do katalogu Netflixa prawdopodobnie jeszcze tej jesieni. (PAP Life)