Prezentowany w konkursie głównym „Father, Mother, Sister, Brother” Jima Jarmuscha to trzy odrębne historie poświęcone relacjom rodziców i ich dorosłych dzieci. W pierwszej z nich przenosimy się do Stanów Zjednoczonych. Emily (w tej roli Mayim Bialik) i Jeff (Adam Driver) odwiedzają swojego tatę (Tom Waits), który po śmierci żony mieszka sam w dużym, zagraconym domu z widokiem na jezioro. Rodzeństwo martwi się, że ojciec radzi sobie coraz gorzej, a on dodatkowo utwierdza ich w tym przekonaniu. Gdy grzecznościowa, niezręczna rozmowa zmierza ku końcowi, Emily i Jeff zauważają na nadgarstku ojca rolexa. Mężczyzna zapewnia, że to podróbka, ale dzieci nabierają wątpliwości, czy ich tata czegoś przed nimi nie ukrywa. Niewiele wiedzą o sobie także pisarka (Charlotte Rampling) i jej córki Timothea (Cate Blanchett) i Lilith (Vicky Krieps). Kobiety spotykają się raz w roku w dublińskim domu matki. Tymczasem w Paryżu Skye (Indya Moore) i jej brat Billy (Luka Sabbat) odwiedzają po raz ostatni mieszkanie rodziców, którzy zginęli w katastrofie lotniczej. Rodzeństwo stawia sobie pytania, na które nigdy nie pozna jednoznacznej odpowiedzi.
Podczas spotkania z dziennikarzami w Wenecji Jarmusch nie potrafił wskazać, skąd wziął się pomysł na film. – Zazwyczaj rok lub dłużej, czasem wiele lat, noszę się z zamiarem realizacji jakiejś opowieści. Jednak gdy zaczynam tworzyć scenariusz, sprawy nabierają tempa. W tym wypadku pisanie zajęło mi trzy tygodnie. Wiem, że podział historii na rozdziały nie jest niczym nowym – ani w literaturze, ani w kinie – ale zawsze lubiłem taki układ dzieła. Poza tym piszę z myślą o konkretnych aktorach, wyobrażam ich sobie w danych rolach. Jestem szczęściarzem, że mogę pracować z tak wspaniałymi artystami. Język kina to skomplikowana materia. Najczęściej jestem otwarty na zmiany, akceptuję błędy i to, co wydarza się przypadkiem. Ale tym razem film wiernie oddaje pierwotną wizję – powiedział.
Pytany o miejsca akcji wspomniał, że nie w każdym wypadku miał pełną dowolność. Wybór pierwszego z nich był podyktowany zawartą umową. Jarmusch musiał znaleźć lokację w niedalekiej odległości od Nowego Jorku. W przeciwnym razie budżet przedsięwzięcia by się nie spiął. – Urocze miejsce, które oglądamy na ekranie, znajdowało się 29,5 mil od Nowego Jorku. Dublin natomiast był o tyle istotny, że Charlotte Rampling gra pisarkę, a Irlandia bardzo ceni pisarzy i zwalnia ich z obowiązku płacenia podatków. Uwielbiam ten kraj, miałem tam fantastyczną ekipę. Z kolei Paryż jest moim drugim miejscem na Ziemi. Kocham to miasto, czuję z nim bliskość. Prawdą jest, że miasta są dla mnie niezwykle ważne. Każde z nich ma wyrazisty charakter. W większości potrafię się zakochać. Oczywiście, jest kilka wyjątków – dodał.
W trakcie konferencji prasowej wybrzmiał też wątek kontrowersji związanych z koproducentem obrazu Mubi. Kilka miesięcy temu ogłoszono, że firma pozyskała 100 mln dol. od Sequoia Capital – funduszu z Doliny Krzemowej, który zainwestował również w start-up założony przez izraelskie służby wywiadowcze. Jak przypomniał reżyser, jego współpraca z Mubi rozpoczęła się znacznie wcześniej. – Jeśli chcecie o tym porozmawiać, powinniście zwrócić się do Mubi. Nie jestem ich rzecznikiem prasowym. Oczywiście, byłem rozczarowany i zaniepokojony, gdy się o tym dowiedziałem. Wówczas miałem już zawartą umowę dystrybucyjną z Mubi na określone terytoria – wyjaśnił.
Jarmusch zaznaczył, że jako twórca kina niezależnego pozyskuje środki na filmy z różnych źródeł. – Uważam, że pieniądze, którymi obracają korporacje, to w większości brudna kasa. Jeżeli zaczęlibyśmy analizować struktury finansowe tych firm, znaleźlibyśmy wiele brudu. Możemy tego uniknąć, nie robiąc filmów. Ale kino to mój sposób komunikacji ze światem. Reasumując, jestem zaniepokojony, lecz nie podoba mi się, że to na nas, artystach, spoczywa ciężar wyjaśnienia tej sytuacji. To Mubi powinno się tym zająć. Inne firmy również – skomentował.
W zupełnie innym, rozrywkowym tonie utrzymany jest „Ostatni wiking” Andersa Thomasa Jensena, który znalazł się w sekcji pozakonkursowej. Film jest owocem szóstej współpracy duńskiego reżysera z jego wieloletnimi przyjaciółmi – Madsem Mikkelsenem i Nikolajem Lie Kaasem. Fabuła śledzi losy dwóch braci – Ankera (granego przez Kaasa) i Manfreda (Mikkelsen). Pierwszy z nich właśnie opuścił więzienie po kilkunastu latach odsiadki za kradzież i morderstwo. Chciałby odzyskać zrabowane miliony, które Manfred zakopał w bezpiecznym miejscu, i uciec jak najdalej od swoich bliskich i wrogów. Problem w tym, że stan zdrowia jego brata się pogorszył. Manfred cierpi na poważne zaburzenia psychiczne, które spowodowały utratę pamięci. Porywa psy sąsiadów, przyjmuje różne tożsamości. Teraz nie jest już dawnym sobą, lecz Johnem Lennonem. Nie jest w stanie wskazać, gdzie ukrył łup. Anker zabiera Manfreda do rodzinnego domu z nadzieją, że w końcu wszystko sobie przypomni. Jednak aby tak się stało, musi zadbać o dobrostan psychiczny brata i reaktywować zespół The Beatles.
Aktorzy są zgodni co do tego, że Jensen tworzy filmy, jakich próżno szukać w Danii. – Śmiało mogę zapewnić, że nikt nie kręci takiego kina jak on. Według mnie jego obrazy są jednocześnie poetyckie, piękne i szalone. To niespotykane, genialne połączenie. Nikolaj i ja rozumiemy ten ton. Wiemy, że Anders Thomas porusza istotne kwestie dotykające życia i śmierci, rodziny, przyjaźni, ubierając je w totalne szaleństwo – zwrócił uwagę Mikkelsen. Z kolei reżyser zapewnił, że dzięki aktorom ma odwagę podążać w kierunku, w którym sam by się nie odważył. – Niektóre postacie w naszych filmach są dość ekstremalne. Wielką zaletą jest, że dobrze się znamy i kiedy zaczynamy pracę, wiemy, na co stać każdego z nas – powiedział.
Cała trójka wychodzi z założenia, że komedię należy traktować bardzo poważnie. – W tym sensie, że kiedy jesteś smutny, musisz być naprawdę smutny, a kiedy jesteś zły – musisz być naprawdę zły. Sercem tej historii są dwaj bracia. Jeden z nich pragnie opuścić rodzinę, drugi chce się trzymać blisko niej. Szaleństwo związane z tymi postaciami traktujemy absolutnie poważnie – wyjaśnił Mikkelsen. Według Kaasa wieloletnia przyjaźń nie oznacza taryfy ulgowej. – Kiedy spotykamy się na planie, każdy daje z siebie wszystko. Staramy się grać najlepiej, jak potrafimy – wspomniał.
Zarówno film Jarmuscha, jak i obraz Jensena trafią do polskich kin. „Father, Mother, Sister, Brother” wprowadzi na ekrany Gutek Film. Dystrybutorem „Ostatniego wikinga” jest Best Film.
82. Festiwal Filmowy w Wenecji potrwa do soboty. Ostatniego wieczoru jury pod przewodnictwem amerykańskiego reżysera i scenarzysty Alexandra Payne’a ogłosi laureata Złotego Lwa. O główną nagrodę ubiega się 21 produkcji, wśród nich nowe dzieła Kathryn Bigelow, Guillermo del Toro, Laszlo Nemesa oraz Parka Chan-wooka.
Z Wenecji Daria Porycka
