Europejscy misjonarze, którzy przybyli do Chiquitanii w drugiej połowie XVII wieku, nie tylko ewangelizowali rdzenną ludność, ale także uczyli ją pracy na roli i rzemiosła. Dawali jej też lekcje z zakresu czytania, pisania i muzyki. Jeśli chodzi o tę ostatnią dziedzinę, Indianie okazali się bardzo zdolni. Opanowali utwory barokowych mistrzów, co więcej, sami zaczęli komponować muzykę sakralną. Gdy w drugiej połowie XVIII wieku jezuitów wyproszono z hiszpańskich kolonii, tradycja muzykowania wśród Indian nieco podupadła.
Odrodziła się po 200 latach. W 1967 r. do Chiquitanii dotarł niemiecki franciszkanin Walter Neuwirth. Ze zdziwieniem odkrył, że wśród wiernych znajduje się kilkunastu samouków, którzy grają na skrzypcach i wiolonczelach, bazując na instrumentach z dawnych czasów. Niektórzy samodzielnie potrafili wytwarzać potrzebne instrumenty - podstawy lutnictwa były w ich rodzinie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jego zdziwienie było tym większe, gdy przy okazji remontu kościołów w Chiquitanii, znaleziono stare indiańskie partytury.
Neuwirth postanowił ściągnąć nauczyciela muzyki z prawdziwego zdarzenia. Na honorarium młodego argentyńskiego wirtuoza, Rubena Dario Suereza-Aranę, składała się cała społeczność. Indianie zrobili też zrzutkę na stworzenie małej orkiestry. Suarez-Arana skorygował błędy popełniane przez samouków. Ci przekazywali wiedzę młodszym. Dzisiaj, jak informuje francuskie "Le Figaro", w Chiquitanii działa kilkanaście orkiestr, a raz na dwa lata w San Ignacio odbywa się Międzynarodowy Festiwal Muzyki Barokowej.
Edukacja muzyczna bardzo pomogła wielu indiańskim dzieciom. Rozwój muzyczny szedł u nich w parze z lepszymi ocenami z innych przedmiotów, zwiększył ich pewność siebie, nauczył wytrwałości i ciężkiej pracy. (PAP Life)