Ralph Fiennes nie miał dużo czasu, aby nauczyć się dyrygowania. Właściwie w ostatniej chwili dołączył do obsady filmu „The Choral”, opowiadającego o mieszkańcach małego angielskiego miasteczka w trakcie I wojny światowej. Miał w nim wcielić się w rolę dyrygenta chóru, co wymagało od niego biegłości w posługiwaniu się batutą. Dyrygenta z Fiennesa zgodziła się zrobić w sześć tygodni Natalie Murray Beale, która miała już na swoim koncie uczenie dyrygentury Cate Blanchett na potrzeby dramatu „Tar”.
„Nie umiem czytać nut, trudno więc było mi wszystko zrozumieć. Nie chodzi o rytm, ale o to, jak poruszać dłonią. Nat była niesamowicie cierpliwa. Powiedziano mi, że dzięki odpowiedniemu kadrowaniu udało mi się uniknąć czyhających na mnie pułapek” – mówi Fiennes w rozmowie z portalem Variety.
Film „The Choral”, wyreżyserowany przez Nicholasa Hytnera, na podstawie scenariusza Alana Bennetta, zadebiutował właśnie na festiwalu w Toronto.
Akcja filmu rozgrywa się w 1916 roku. Do prowadzenia lokalnego chóru zatrudniony zostaje dr Henry Guthrie, w którego wciela się Fiennes. Skrywa on swój homoseksualizm. „Nie może wypowiadać się o byciu gejem, więc całego siebie wkłada w muzykę. To w niej znajduje spełnienie i sens życia. Poruszyło mnie to” – tłumaczy Fiennes.
Obecnie aktor przygotowuje się do kolejnego wyzwania. W październiku stanie na planie ekranizacji powieści „Wschód słońca w dniu dożynek” Suzanne Collins. To kolejny prequel głośnych „Igrzysk śmierci”, w którym wcieli się w rolę Coriolanusa Snowa. Tę samą, którą wcześniej kreował Donald Sutherland (zmarł w 2024 r.). „Jestem jego wielkim fanem. Jestem też fanem Jessego Plemonsa, z którym mam wspólną scenę. Nie mogę się więc doczekać. Scenariusz jest bardzo dobry, a całą franczyzę uważam za przemyślaną” – mówi. (PAP Life)