"Cóż jeszcze tam się wydarzy?! Idę po popcorn" - chciałoby się rzec wzorem internetowych złośliwców, obserwując kolejne perypetie serialu "I tak po prostu". Najpierw nie pojawia się w nim charyzmatyczna Samantha Jones z powodu wieloletniego konfliktu wcielającej się w nią Kim Cattrall z Sarah Jessicą Parker. A zdaniem wielu była to jedyna niedrobnomieszczańska bohaterka. Potem na jaw wychodzi, że skład mógł zostać uszczuplony także o Cynthię Nixon, która pojawiła się w serialu dopiero po uzyskaniu zapewnienia od producentów, że w filmie wystąpią osoby o innym niż biały kolor skóry. Następnie scenarzyści uśmiercają Mr Biga, a widzowie w komentarzach scenarzystów. W tle wybrzmiewają wspomnienia o zmarłym podczas kręcenia "I tak po prostu", grającego Stanforda Blatcha, Williego Garsona, a na jaw wychodzi kolejny skandal.
Tydzień po emisji w HBO GO dwie kobiety oskarżają 67-letniego Chrisa Notha o napaść seksualną. Wkrótce dołączają do nich dwie kolejne. I choć gwiazdor konsekwentnie twierdzi, że zarzuty te są "kategorycznie fałszywe", choć w składzie ekipy tworzącej serial go nie ma, to wizerunkowy kryzys obejmuje także "I tak po prostu". Serial, który miał być kurą znoszącą złote jajka, ewoluował w gorącego ziemniaka.
Sarah Jessica Parker, Cynthia Nixon i Kristin Davis napisały wspólne oświadczenie popierające kobiety, które potencjalnie, mogły zostać poszkodowane przez Mr Biga. "Wspieramy kobiety, które zgłosiły się i podzieliły się swoimi bolesnymi doświadczeniami. Wiemy, że to trudne" - podkreśliły. Ale to nie uratowało przyszłości serialu. Informator "Us Weekly" przekonuje, że rozmowy o kontynuowaniu pracy nad serialem i tworzeniu drugiego sezonu zostały zatrzymane.
W kontekście tych niekończących się "turbulencji" sam tytuł serii wydaje się kuriozalny. Bo, jak pokazują kolejne medialne doniesienia, może i miało być "I tak po prostu". Ale nie wyszło. (PAP Life)