"La La Land" z sześcioma statuetkami. Emma Stone najlepszą aktorką, Casey Affleck - aktorem. Filmem roku został "Moonlight".
89. ceremonia rozdania nagród Akademii Filmowej bez wątpienia zostanie zapamiętana na długo nie tylko przez laureatów. Finał wieczoru, podczas którego twórcy "La La Land" przez pomyłkę otrzymali nagrodę, wywołał duże zamieszanie na scenie Dolby Theatre.
W sumie musical Damiena Chazelle'a zdobył 6 nagród, w tym za najlepsze zdjęcia, reżyserię, muzykę, piosenkę, rolę kobiecą (Emma Stone) i scenografię. Najlepszym filmem okazał się "Moonlight", który zdobył także nagrodę za scenariusz adaptowany i drugoplanową rolę męską (Mahershala Ali). 2 nagrody otrzymał także "Manchester by the sea" za scenariusz oryginalny oraz dla najlepszego aktora (Casey Affleck). Dwie statuetki powędrowały również do filmu Mela Gibsona "Przełęcz ocalonych".
Nagroda dla najlepszego filmu dla "Moonlight" "całkowicie zmienia wymowę tegorocznych Oscarów - powiedział PAP krytyk filmowy Tomasz Raczek. "Pokazuje, że eskapistyczna ucieczka w bajkę ustępuje miejsca surowej, introwertycznej opowieści" - ocenił.
Gala wręczenia Oscarów - nagród amerykańskiej Akademii Filmowej - odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek w Los Angeles. Nagrodę dla najlepszego filmu otrzymał "Moonlight" w reżyserii Barry'ego Jenkinsa.
"Ostatnia scena z zamianą Oscarów jest jednak symboliczna. Oznacza nie postawienie 'kropki nad i' nad sukcesem La La Landu; pokazuje, że eskapistyczna, radosna ucieczka w białą bajkę o Hollywoodzie i Ameryce, co wydawało się już przypieczętowane, ostatecznie ustępuje jednak miejsca bardzo surowej, introwertycznej opowieści o czarnej Ameryce, która w żadnym momencie nie jest bajką, która jest właściwie anty-bajką" - powiedział krytyk filmowy i publicysta Tomasz Raczek, odnosząc się do tegorocznych Oscarów.
Przypomniał, że "Moonlight" to opowieść "o tym, że nic dobrze się w tym życiu nie kończy". "Scena z zamianą nagród, która wynikła prawdopodobnie z przypadku, zostanie zapamiętana w historii jako symboliczna. To symbol czegoś zaskakującego i czegoś, co stoi w sprzeczności z koncepcją nowej władzy amerykańskiej, która dąży do powrotu do dawnych, silnych i białych Stanów Zjednoczonych. Ta nagroda całkowicie zmieniła wymowę tegorocznych Oscarów" - podkreślił.
Jak zauważył, mimo napiętej sytuacji politycznej w USA po niedawnych wyborach prezydenckich polityka nie zdominowała tegorocznej ceremonii rozdania nagród. "Polityki było mniej niż wszyscy się spodziewali (...)" - zauważył. Jego zdaniem wśród podziękowań i przemówień zabrakło w tym roku wybitnego wystąpienia. "Były emocjonalne przemówienia, ale nie charakteryzowały się one jakąś odwagą polityczną" - powiedział.
"Jedyna sytuacja, która dawała okazję do demonstracji politycznej, czyli odczytanie listu od Asghara Farhadiego, irańskiego reżysera uhonorowanego Oscarem za film Klient w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny, który był rodzajem protestu, przeciw nowemu prawu, zakazującemu wjazdu do Stanów Zjednoczonych obywatelom sześciu krajów, wytypowanych jako kraje wrogie i zagrażające USA. Ten protest wydawał się okazją, by publiczność - choćby poprzez powstanie z miejsc - wyraziła solidarność ze sprawą i laureatem. Tak się jednak nie stało. Odpowiedź z sali była, ale słabsza, niż należało się spodziewać" - ocenił Raczek.
