Autoportret “Diego y yo” został namalowany w 1949 roku i nawiązuje do burzliwej relacji Fridy Kahlo z Diego Riverą. Mąż malarki miał wówczas romans z gwiazdą filmową Marią Felix, która była przyjaciółką Kahlo. Sprawa stała się publicznym skandalem, a gazety donosiły, że Rivera planuje poślubić kochankę. “Uwielbiam Fridę, ale myślę, że moja obecność bardzo szkodzi jej zdrowiu” - tłumaczył wtedy prasie malarz. Choć Kahlo żartowała z romansu i zasugerowała nawet, że nie ma nic przeciwko relacji jej męża z Marią Felix, w rzeczywistości była głęboko zraniona. Widać na obrazie, który - jak twierdzą znawcy tworczości malarki - jest przepełnionym gniewem i smutkiem.
Kahlo, która na innych swoich autoportretach ma zwykle gładkie, ułożone w charakterystycznym upięciu włosy, na obrazie “Diego y yo” pokazała się inaczej. Włosy opadają jej luźno na ramiona, na jej twarzy widać łzy, zaś pośrodku jej czoła widnieje wizerunek Diego. „Ten autoportret jest malarskim wyrazem jej udręki i smutku” - przyznała w komunikacie prasowym opublikowanym przez CNN Anna Di Stasi, dyrektor ds. sztuki latynoamerykańskiej w domu aukcyjnym Sotheby’s, które organizowało aukcję. I dodała żartobliwie, że oszałamiająca kwota, jaką uzyskał obraz Kahlo, to swego rodzaju „zemsta” artystki na niewiernym mężu. Cena „Diego y yo” trzykrotnie przebiła bowiem poprzedni rekord, ustanowiony w 2019 roku przez dzieło... Diego Rivery.
Kwota, za jaką sprzedano obraz, zaskoczyła organizatorów aukcji. Gdy pod koniec września dom aukcyjny Sotheby’s zapowiadał licytację tego dzieła Kahlo, eksperci szacowali, że zostanie ono sprzedane za około 30 milionów dolarów. (PAP Life)