Spekulacje na temat długości pełnej wersji „Pewnego razu… w Hollywood” wróciły za sprawą opublikowanego niedawno zwiastuna książkowej wersji filmu, w której znalazło się wiele scen wyciętych podczas montażu. Wcześniej mówiono, że w sumie istnieje około czterech godzin materiału, który w formie czteroodcinkowego serialu miałby pojawić się na platformie Netflix. Jak na razie wszystkie te dyskusje kończą się jedynie na takich spekulacjach. Teraz głos w interesującej fanów sprawie zabrał sam reżyser filmu.
„Myślę, że jeśli nie musiałbym się martwić o czas trwania filmu i złożylibyśmy istniejący materiał tak, abym mógł wykorzystać wszystko, co chciałem, całość trwałaby około trzech godzin i dwudziestu minut” – powiedział Tarantino w podcaście Marca Marona. Kluczowe w jego wypowiedzi jest stwierdzenie „wszystko, co chciałem”. Nie musi ono zaprzeczać słowom Margot Robbie o tym, że nakręconego materiału starczyłoby na dwudziestogodzinną wersję filmu. Podczas realizacji zdjęć nagrywane jest wiele scen, ujęć, powtórek i wszelkiego rodzaju materiału, który nie zawsze jest takiej jakości, jaka nadawałaby się na ekran. Trudno więc spodziewać się, aby kiedykolwiek ujrzał on światło dzienne, nie mówiąc o znalezieniu się w pełnej wersji filmu stworzonego przez reżysera, który słynie z tego, że dba o każdy detal swoich dzieł.
Tarantino nie zdradził żadnych szczegółów scen, które mogłyby znaleźć się w dłuższej wersji „Pewnego razu… w Hollywood”. Kontynuując temat, skupił się na trudnościach, jakim stawić musi twórca przygotowujący prawie trzygodzinny film z kilkoma przeplatającymi się wątkami. I zwrócił uwagę na konieczność zachowania właściwego tempa takiego filmu.
Póki co nie ma żadnych planów na zaprezentowanie widzom dłuższej wersji „Pewnego razu… w Hollywood”. Fani reżysera nie mogą jednak narzekać. We wtorek 29 czerwca zadebiutowała w końcu napisana przez Tarantino książka bardzo rozszerzająca to, co można było zobaczyć w jego ostatnim filmie. (PAP Life)