„Zadzwonił do mnie Larrain. Powiedział, że kręci taki dziwny poemat o Dianie i zaproponował mi rolę. Zanim wysłał mi scenariusz, zapytał, czy w ogóle byłabym zainteresowana takim projektem. Bez zastanowienia, bardzo nieodpowiedzialnie, odparłam, że absolutnie tak!” – powiedziała Kristen Stewart w trakcie spotkania podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Toronto, gdzie pokazywany jest właśnie film „Spencer”. Aktorka powiedziała też, że gdy przyjmuje role, to zwykle ma przekonanie, że jest w stanie podołać wyzwaniu. A w tym przypadku nie miała takiego przekonania. „Mogłam to całkowicie spierd***ć” – przyznaje szczerze aktorka. „Na chwilę przez odpowiedzią tak lub nie, zaczęłam zastanawiać się, kim bym była, gdybym odmówiła” – mówi.
Kristen Stewart opowiedziała też o tym, jaki problem miała z tą rolą. Podstawowy polegał na tym, że - jak stwierdziła - perfekcyjne zagranie księżnej jest niemożliwe. „Była niesamowicie żywa. Miała tę niesamowitą i rozbrajającą ciepłą energię. Zaraźliwą, piękną i empatyczną. Zawsze się ją czuło, ale miało się też przekonanie, że coś jest nie tak. Wchodziła do pokoju i ziemia zaczynała się trząść. Wiedziałam więc, że nie ma mowy, aby zagrać tę postać perfekcyjnie. Od tego momentu było mi już łatwiej. Nie byłam tak przestraszona i zniechęcona. Mogłam być tylko moją wersją księżnej Diany. I mieć nadzieję na to, że jeśli nauczę się czegoś o niej, wchłonę ją i z nią się połączę, w pewien dziwny sposób stanę się jej najlepszą wersją. Myślę, że jej moc i dzika, niepowstrzymana siła natury naprawdę ujawniała się, gdy była ze swoimi dziećmi. Nie była za dobra w chronieniu siebie, ale była bardzo dobra w chronieniu ich. Jeśli nie udałoby się tego pokazać, nie udałoby się właściwie pokazać księżnej” – kończy Stewart.
Fabuła filmu „Spencer” Pablo Larraina osnuta jest wokół trzech bożonarodzeniowych dni 1991 roku, w trakcie których księżna Diana podejmuje decyzję o rozwodzie z księciem Karolem. (PAP Life)