Tych, którzy posiadają skrzypce Stradivariego nazywa się szczęściarzami. O ich wartości wiedzą nawet laicy. Nic dziwnego... Wielki mistrz Antonio Stradivari stworzył ich jedynie tysiąc sztuk.
Gdy miał ponad 90 lat, wychodziły spod jego ręki ostatnie instrumenty, w tym skrzypce i wiolonczele. Swój warsztat miał we włoskiej Cremonie. Szacuje się, że nadal w obiegu jest ok. 300 jego wiolonczel - 250 w Stanach Zjednoczonych i 50 w Japonii.
Od dłuższego czasu jego instrumenty stały się legendarne i cenione na całym świecie. Mówi się o nich jak o towarze deficytowym i bardzo lukratywnym, a także symbolem pewnego statusu.
Dla znawców, muzyków, którzy sami tworzą, popularnie nazywane "Strads" to element perfekcjonizmu. Nie ma bardziej delikatnych, a jednocześnie pełnych dźwięków, niż wydawane przez te instrumenty. Dlatego też są tak poszukiwane i na rynku niemal rozchwytywane.
Wielu muzyków twierdzi nawet, że dopiero instrumenty Stradivariusa otworzyły im "uszy" na bardzo specjalne i idealne dźwięki.
Grają na nich najwięksi klasycy obecnych czasów - m.in. Holenderka Janine Jansen, Włoch Salvatore Accardo czy Amerykanin Joshua Bell. To jednak nieliczni, którzy marzą o takich skrzypcach czy wiolonczeli... Jedno jest pewne - z roku na rok ich wartość będzie jeszcze rosła.
Ceny stradivariusów nieustannie rosną - kształtuje je rynek dzieł sztuki. Obecnie posiadaczem największej liczby oryginalnych instrumentów jest Stewart Pollens. (PAP Life) fot.PAP/EPA