Niewiele brakowało, a nazwa duetu brzmiałaby McCartney - Lennon. Jednak menedżer zespołu Brian Epstein zadecydował, że będzie "Lennon - McCartney". Ponoć Brian podkochiwał się w Johnie, ale faktem jest, że w początkach grupy na Lennonie spoczywał ciężar tworzenia repertuaru.
Jak było tak było, ale już wkrótce świat poznał duet, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki produkował przebój za przebojem. Jak to się odbywało? Dobrze ilustruje to słynna już wypowiedź Paula na temat piosenki, "I Saw Her Standing There": "Mój tekst wyglądał tak: Cóż, miała siedemnaście lat, nigdy nie była królową piękności. John zaprotestował: Nie, nie, powinieneś pójść w to: i wiesz, co mam na myśli. Pomyślałem sobie, no, no sprytne!". I tak Paul pod wpływem tej sugestii zmienił tekst jak i tytuł piosenki, który pierwotnie brzmiał "Seventeen".
Z kolei John Lennon wspominał pracę z Paulem tak: "Miałem już początek Day in The Life - I read the news today, oh boy, i to podkręciło Paula. Od czasu do czasu rzeczywiście się wzajemnie nakręcamy jakimś fragmentem piosenki, no i on powiedział: O rany! A potem wszystko tak jakoś pięknie wyszło - bang, bang, coś w tym stylu - zaaranżowaliśmy ją i przećwiczyliśmy, co nieczęsto nam się zdarza, po południu, zanim zaczęliśmy nagrywać, więc wszyscy wiedzieliśmy, co gramy, i wszyscy się w to zaangażowaliśmy. To było naprawdę kapitalne, cała robota przy tym kawałku".
I jeszcze producent zespołu, George Martin, często nazywany piątym Beatlesem: "Nigdy nie współpracowali ze sobą na zasadzie, siadali razem, by napisać wspólnie piosenkę. Jeden miał pomysł na piosenkę, i mówił do drugiego: Hej, potrzebuję twojej pomocy tutaj, w tej linijce, możesz mi coś dać? I w taki właśnie sposób współpracowali. To była współpraca na zasadzie konkurowania ze sobą. I to było bezcenne, ponieważ Paul teraz bardzo za tym tęskni. Tęskni za Johnem, za jego czasem okropnym, niegrzecznym zachowaniem, sposobem, w jaki krytykował to, co Paul napisał. Hej Paul, to jest okropne, nie możesz tego tak zostawić. On potrzebuje tego. I tylko John mógł tak mówić, by to miało na końcu wspaniały efekt".
Teraz już wiemy, dlaczego solowym nagraniom Lennona i McCartneya brakowało często tego "czegoś".
W 2002 roku rozgorzał w światowych mediach spór, za sprawą albumu koncertowego Paula McCartney'a "Back in the US"/"Back in the World". Sporą kontrowersję, w tym dość ostry komentarz Yoko Ono wzbudziły notki na albumie przy wszystkich "beatlesowskich" utworach, że są to kompozycje spółki: McCartney & Lennon, a więc odwrotnie niż na albumach Wielkiej Czwórki. "To co zrobił Paul jest bardzo niestosowne. John i Paul mieli umowę. To małostkowość" - można było usłyszeć.
Ale to temat na całkiem inną historię... (PAP Life)