Adele kończy dziś 35 lat. I po raz pierwszy ma szansę być szczęśliwa

Do tej pory wydała cztery płyty i każda z nich była muzyczną kroniką poszczególnych etapów jej życia. Adele podkreślała to w samych tytułach tych albumów – „19”, „21”, „25” i „30” to bowiem nawiązanie do wieku artystki. Choć każdy z tych krążków jest inny, to łączy je jedno – żaden z nich nie jest szczególnie optymistyczny, co świadczy o tym, że Adele zarówno w wieku 19, jak i 30 lat nie należała do najpogodniejszych osób na Ziemi. Gdyby dziś, w dniu swoich 35. urodzin, brytyjska piosenkarka miała uraczyć fanów kolejną płytą, ta raczej tchnęłaby optymizmem. Adele jest bowiem nie tylko w szczytowej formie artystycznej, ale też w szczęśliwym momencie życia prywatnego.

Adele kończy dziś 35 lat. I po raz pierwszy ma szansę być szczęśliwa
Adele, Rich Paul /fot.PAP/EPA/JOHN G. MABANGLO

W ciągu 15 lat od premiery debiutanckiej płyty „19” Adele ze skromnej, utalentowanej dziewczyny z Londynu wyrosła na gwiazdę wielkiego formatu, której występy w Las Vegas przyciągają tłumy, choć bilety na nie są astronomicznie drogie. Wielu z podziwem przyglądało się tej nieśmiałej, pulchnej dziewczynie, schowanej za okazałą fryzurą, która swoją moc pokazywała dopiero wtedy, gdy zaczynała śpiewać. Krytycy nazywają ją anomalią, bo – wbrew panującej dziś modzie – nie tańczy na scenie, nie robi skomplikowanych ewolucji, nie tworzy wymyślnej oprawy. Mimo to, a może właśnie dlatego jest uznawana za nadzieję muzyki, bo przekłada talent i treść ponad formę. Ona sama też początkowo nie wierzyła, że uda jej się przebić i zawojować show-biznes. Skromnie liczyła na to, że po zakończeniu nauki w BRIT School uda jej się dostać pracę w jakiejś wytwórni, gdzie będzie zajmować się wyławianiem młodych talentów.

Zaczęła śpiewać jako czterolatka, nieco później tworzyła już własne, początkowo proste kompozycje. Jej talent i zamiłowanie do muzyki był zaskoczeniem dla jej bliskich, bo trudno było wytypować kogoś, po kim mogłaby odziedziczyć talent. „W naszej rodzinie nie było tradycji muzycznego” – powiedziała Adele w rozmowie z „The Telegraph”. Miała jednak nieco szersze horyzonty niż przeciętni brytyjscy nastolatkowie, bo oprócz Pink czy Spice Girls słuchała też utworów takich legend, jak Ella Fitzgerald czy Etta James. W jednym z wywiadów wspomniała, że była zafascynowana tym, że najznamienitsza muzyka potrafi przetrwać dziesięciolecia. To, że dobry utwór „żyje” znacznie dłużej niż jego twórca, stało się dla Adele bodźcem do tworzenia własnych kompozycji. „Liczyłam, że ludzie będą słuchać mojej muzyki za 50 lat” – stwierdziła.

W wieku 16 lat napisała utwór „Hometown Glory”, piosenka znalazła się na demo, które znajomy Adele opublikował na portalu Myspace. Utwór zwrócił uwagę londyńskiej wytwórni płytowej XL, z którą Adele podpisała kontrakt w wieku 18 lat. W styczniu 2008 roku Adele wydała swój debiutancki album „19”, z którego pochodzi pierwszy z wielu przebojów „Chasing Pavements”. „Nie miałam żadnych konkretnych planów co do mojego albumu” – przyznała po wydaniu debiutanckiego krążka w rozmowie z czasopismem „Blues & Soul”. „Właściwie, wciąż nie wiem dokładnie, jaką artystką chcę być. Dla mnie album był jedynie okazją do nagrania piosenek, które sprawią, że wyrzucę z serca zawód miłosny” – wyznała. W tym ostatnim zdaniu streściła swoje podejście do muzyki. Tworzenie jest dla niej przede wszystkim sposobem na uporanie się z trudnymi emocjami, oswojenie traum i osobistych porażek. Ten sposób działania powtórzyła przy kolejnych albumach.

Piosenki, które miały jedynie pomóc jej uporać się z zawodem miłosnym, szybko podbiły świat. Debiutancka płyta zdobyła uznanie krytyków i mnóstwo nagród, szybko też została wydana z w Stanach, a sama Adele ruszyła w światową trasę koncertową. Co ciekawe, część tych występów odwołała, bo miała już nowego chłopaka i… chciała spędzać z nim więcej czasu. Poza tym, co przyznała dopiero po latach, w tamtym okresie sporo piła, a poza tym najzwyczajniej w świecie nie była w stanie udźwignąć nagłej popularności. Na szczęście bardziej niż na chłopaku, z którym szybko się rozstała, zależało jej na tworzeniu muzyki. Poza tym rozstanie z nim i problemy emocjonalne, jakie jej wówczas towarzyszyły, stały się „paliwem” do stworzenia utworów na kolejną płytę. Album „21”, będący zapisem tego burzliwego okresu ukazał się w 2011 roku. To z niego pochodzą utwory „Rolling in the Deep”, „Set Fire to the Rain czy „Someone Like You”, które do dziś uznawane są za największe hity w dorobku Adele. Kilka miesięcy po wydaniu tego krążka piosenkarka musiała jednak zawiesić karierę z powodu operacji strun głosowych. Choć nie mogła przez dłuższy czas występować na scenie, nie tylko nie straciła fanów, ale wręcz zyskała rzesze nowych. Zawdzięczała to hitom z płyty „21”, która odniosła sukces na całym świecie i w 2012 roku przyniosła Adele aż sześć statuetek Grammy. W tym samym roku artystka urodziła syna i została poproszona o napisanie utworu do filmu „Skyfall”, który z kolei przyniósł jej statuetkę Oscara. Wtedy była już wielką gwiazdą. I nadal była nieszczęśliwa.

Przez długie lata o życiu prywatnym Adele wiadomo było jedynie tyle, ile sama chciała powiedzieć. Czyli niewiele. Gwiazda niemal obsesyjnie chroniła swoją prywatność, a wywiadów udzielała jedynie wtedy, gdy wydawała płyty. Ale nawet wtedy dziennikarzom trudno było od niej wydobyć osobiste zwierzenia. Rozgłosu nie udało się jej uniknąć, gdy w 2019 roku okazało się, że rozwodzi się z Simonem Koneckim. To rozstanie pokazało światu, dosłownie i w przenośni, nową Adele. Artystka przeszła spektakularną metamorfozę, choć według niektórych w odchudzonej wersji straciła na swoim dawnym uroku. Nie była to jedyna zmiana w jej życiu. Gwiazda opuściła rodzinny Londyn i przeniosła się do Los Angeles. Już tam napisała najbardziej osobisty album – „30”. Przestała też chować się za swoimi piosenkami i w kilko szczerych wywiadach opowiedziała o bolesnym rozwodzie, nieszczęśliwej miłości i trosce o syna Angelo, któremu musiała wyjaśnić, dlaczego nie może już żyć pod jednym dachem z jego tatą. Gdy świat rozpływał się nad jej smukłą sylwetką, a wielu ludzi wyszukiwało w Google hasła: „dieta Adele”, artystka przechodziła publiczne katharsis.

„Żadne z nas nie zrobiło niczego złego. Żadne z nas nie zrobiło sobie krzywdy ani nic w tym stylu. Po prostu: chcę, żeby mój syn zobaczył, jak naprawdę kocham i że jestem kochana. To dla mnie bardzo ważne” – przyznała w rozmowie z „Vogue”. Choć rozwód i podział opieki nad synem w sądzie przeszedł gładko, Adele czuła, że zawiodła, przede wszystkim jako matka. „Jeśli osiągnę cel, który był powodem, dla którego odeszłam, a którym była pogoń za własnym szczęściem, mimo że sprawiło to Angelo wiele bólu – jeśli uda mi się znaleźć to szczęście i on je zobaczy, to może będę w stanie sobie wybaczyć” – przyznała w tym samym wywiadzie. Szczęście znalazła u boku agenta sportowego Richa Paula, z którym, jak niesie hollywoodzka wieść, jest zaręczona. Nieudane małżeństwo skłoniło Adele do znacznie głębszego rozliczenia się z przeszłością. W jednym z wywiadów wyznała, że rozwód sprawił, iż zrozumiała, że musi wybaczyć nie tylko sobie, ale i swojemu ojcu, który porzucił ją i jej mamę. Przez lata nie zająknęła się na jego temat, a gdy ten sprzedał swoją opowieść na jej temat prasie, kazała mu spieprzać. Pogodzili się niedługo przed jego śmiercią w maju 2021 roku. „Wiem, że mnie kochał, odnaleźliśmy spokój przed jego śmiercią. Gdy odszedł, towarzyszyło mi dziwne, wręcz fizyczne uczucie, jakby strach opuścił moje ciało” – wyznała.

Wszystkie rozterki, bolączki, osobiste zwierzenia i wiadomości, które chciałaby, żeby kiedyś trafiły do jej syna, Adele zawarła na płycie „30”, który prasa okrzyknęła „płytą rozwodową”. Sama piosenkarka mówi jednak, że tym albumem wzięła przede wszystkim rozwód z dawną sobą – nieśmiałą, niepewną siebie, zakompleksioną. Doskonałą zawodową passę i ogromny sukces płyty postanowiła przypieczętować, przyjmując propozycję rezydentury w Las Vegas. „Wiem, że nie mam 60 lat i nie mam na swoim koncie 20 płyt, ale wiem, że moja muzyka sprawdzi się w Las Vegas” – tłumaczyła tę decyzję w rozmowie z „Elle”. Prasa rozpisywała się o astronomicznym wynagrodzeniu, które artystka miała zainkasować za każdy występ, a bilety na show „Weekend with Adele” sprzedawały się, jak świeże bułeczki. Niestety, Vegas okazało się największą skazą na jej dotychczas nienagannym wizerunku.

21 stycznia ubiegłego roku Brytyjka miała stanąć na chyba najbardziej prestiżowej scenie stolicy hazardu, estradzie teatru Koloseum w Caesars Palace. Fani z niecierpliwością wyczekiwali premiery jej show, ale Adele w ostatniej chwili je odwołała. W lakonicznym oświadczeniu wydanym w mediach społecznościowych zapewniała, że jest załamana i wyznała, że jej zespołowi nie starczyło czasu, aby dopiąć show do końca. Na Adele spadły gromy, prasa okrzyknęła ją rozkapryszoną diwą, dla której scena, na której występowały największe gwiazdy, okazała się niewystarczająco dobra. Fani także stracili zaufanie do swojej ulubienicy, bo przez wiele miesięcy nie dostawali wiadomości, kiedy i czy gwiazda rozpocznie serię występów w Las Vegas. Adele celowo przez kilka miesięcy milczała na temat swojej, jak sama to ujęła, największej zawodowej klęski. „To był zdecydowanie najgorszy moment w mojej karierze, to było druzgocące. Po prostu nie było w tym duszy. Ustawienie było niewłaściwe, wszystko było oderwane ode mnie i mojego zespołu, brakowało w tym intymności” – wyjaśniła w końcu w rozmowie z „Elle”. A jej wieloletni menadżer Jonathan Dickins dodał, że jej decyzja podyktowana była najważniejszą zasadą, którą wyznaje w karierze, autentycznością. „Gdyby wyszła i zagrała koncert, z którego nie jest zadowolona, uznałaby, że okłamała fanów”.

Adele ostatecznie na scenie w Las Vegas stanęła. Jej rezydentura okazała się sukcesem tak dużym, że po jej zakończeniu w marcu tego roku, artystka przedłużyła serię koncertów o kolejne 34 występy. Z muzycznym show „Weekends with Adele” powróci na scenę teatru Koloseum w Caesars Palace 16 czerwca. „Byłam zawstydzona. Ale tak naprawdę to sprawiło, że moja wiara w siebie wzrosła, ponieważ była to bardzo odważna decyzja. I nie sądzę, by wielu ludzi zrobiło to, co ja. Jestem z siebie bardzo dumna” – przyznała.

Czego więc można jej życzyć w 35. roku jej życia? Może nagrody Tony, która uzupełniłaby jej bogatą kolekcję trofeów i sprawiła, że Adele dołączy do zacnego grona posiadaczy EGOT? Gdy ten wątek poruszył niedawno jej serdeczny przyjaciel James Corden, który udał się z Adele na ostatnią przejażdżkę w „Carpoole Karaoke”, artystka wyznała, że szczerze nienawidzi musicali. Dodała z rozbawieniem, że tytuł EGO, bez T, absolutnie zaspokaja jej ego i doskonale do niej pasuje. Na pewno można jej jednak życzyć, żeby jej związek z Richem Paulem okazał się trwały i udany, by mogła przyznać, że rozwód i walka o szczęście miały sens. I żeby jej kolejna płyta, miejmy nadzieję „35”, była kolejną kroniką jej życia. Ale tym razem radosną i pokrzepiającą. (PAP Life)

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic