Brandon Harris, znany dotychczas jako krytyk filmowy, swój pierwszy pełnometrażowy film nakręcił w rodzinnym mieście — Cincinnati. „Redlegs” jest opowieścią o trójce przyjaciół, która próbuje poradzić sobie ze stratą czwartego z nich — zamordowanego Ricky’ego. Na pytanie, skąd pojawił się pomysł na taki scenariusz odpowiada: Pewnego dnia zachorowałem i zacząłem intensywnie myśleć o śmierci. Wtedy zrodził się pomysł na ten scenariusz. Doszedłem do wniosku, że mężczyźni z trudem zdają sobie sprawę z własnej śmiertelności. Jest to dla nich coś nie do przyjęcia. Zadałem sobie też pytanie — jak na moją śmierć zareagowaliby bliscy mi ludzie? Ten film porusza właśnie takie kwestie.
Brandon Harris opowiadał także o morderstwach rasowych, które niestety nie należą dla rzadkich. Cincinnati to miejsce wielokulturowe, ale też bardzo niespokojne. Zarówno tutaj, jak i w całych Stanach ciągle dochodzi do morderstw na tle rasowym. Trójka głównych bohaterów jest zupełnie różna i uosabia różnice zarówno rasowe, jak i kulturowe. Każdy z nich musi stanąć przed faktem morderstwa przyjaciela. I każdy radzi sobie z tym inaczej — wyjaśnia Harris.
Reżyser podzielił się także z widzami informacjami na temat samego procesu powstawania filmu: Scenariusz napisałem zaledwie w 12 dni. Był on szkicem i duży wpływ na jego kształt mieli aktorzy, wcielający się w główne role. Aby ich kreacje były prawdziwe, zamknąłem ich w domu zmarłych małżonków. Musieli przebywać wśród przedmiotów należących do nieboszczyków i w przestrzeni, którą zamieszkiwali. Byli wściekli na mnie i na siebie. I te emocje są widoczne w filmie.
To, co zaskoczyło reżysera, to fakt, że w Stanach Zjednoczonych film nieraz był odbierany jako zabawny. Chociaż traktuje o śmierci i o próbie pogodzenia się ze stratą, to błyskotliwe dialogi niejednokrotnie wywołują śmiech u odbiorcy.