Zapomniane zwyczaje, czyli co było wolno robić, a czego nie w wigilię

Zakaz niektórych czynności, np. siadania, picia wody, odwiedzania domów przez kobiety, a także nakazy mielenia w żarnach, czy zjadanie w wigilię czosnku to zapomniane już, a dawniej powszechnie praktykowane zwyczaje wigilijne w tradycji ludowej Podkarpacia.

Boże Narodzenie, nazywane do XV stulecia Godami, było bowiem nie tylko świętem kościelnym, ale w tradycji ludowej rozpoczynało nowy rok. Stąd też wiara ówczesnych ludzi w to, że od wszystkich zdarzeń w dzień wigilii świąt, zależy przyszłość.

Dlatego dzień ten wypełniony był nie tylko krzątaniną, przygotowaniami do uroczystej wieczerzy, ale również odczytywaniem przyszłości i prowokowaniem losu - respektowanie zwyczajowych zakazów i nakazów miało przynieść w nadchodzącym roku pomyślność, urodzaj, zdrowie.

Etnograf Damian Drąg powiedział PAP, że przed wieczerzą nie wypatrywano wówczas - jak dziś - pierwszej gwiazdki. Wigilia zaczynała się od wejścia gospodarza, który wnosił jeden lub cztery snopy zboża różnych gatunków i ustawiał je w kątach izby. Dopiero gdy gospodarz zaprosił na wieczerzę, dzielono się opłatkiem maczanym w miodzie i jedzono równocześnie czosnek, często nawet w koszulce, czyli nieobrany. Według Drąga, tradycja ta żyje nadal w niektórych okolicach.

Dodał, że zgodnie z najstarszą tradycją, sięgającą jeszcze średniowiecza, kolacja wigilijna nie była podawana na stole, ale jedzono ją na stojąco, nabierając jedną łyżką ze wspólnej misy, ustawionej na środku izby. Gdy w XIX stuleciu upowszechniły się wieczerze przy stole, zasiadano do nich boso. Uważano bowiem, że jest to tak ważna uroczystość, że buty mogłyby zszargać jej świętość.

Jednym ze zwyczajów wigilijnych było odwiedzanie domów krewnych i przyjaciół przez młodych mężczyzn lub chłopców o świcie, lub nawet jeszcze w nocy. Etnograf Andrzej Karczmarzewski opowiadał PAP, że w zamian za życzenia odwiedzający otrzymywali bułeczki, tzw. "szczodraki". Tradycja ta, pochodząca z kresów wschodnich, zachowała się w nielicznych rodzinach na Podkarpaciu do dziś.

W niektórych rejonach wizyta chłopców, czy mężczyzn miała zapewnić spokój i dobrobyt w gospodarstwie, w przeciwieństwie do odwiedzin kobiety, której wizytę odczytywano jako złą wróżbę. Kobieta wchodząc w obręb zagrody miała czarować, przynosić zarazę, choroby, śmierć i niepowodzenia w gospodarstwie.

Tymczasem w innych rejonach, np. wśród Lasowiaków (okolice Leżajska, Kolbuszowej) – jak przypomina szefowa Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie Elżbieta Dudek-Młynarska - właśnie pojawienie się w drzwiach kobiety odczytywano pomyślnie. Wierzono bowiem, że jej wizyta spowoduje, że w gospodarstwie rodzić się będą cieliczki i kokoszki.

Wśród zwyczajów, które mogą dziś zdumiewać, był zakaz wynoszenia odzieży czy ziarna z komory, czy nawet wypożyczania komuś swoich przedmiotów. Etnografka wyjaśniła, że było to dbanie o to, aby w przyszłym roku w gospodarstwie niczego nie ubywało. Z kolei pożyczenie jakiegoś przedmiotu od Żyda miało zapewnić pomyślność.

Innym zapomnianym zwyczajem wigilijnym był, obowiązujący tylko gospodynie, zakaz siadania, aby odpocząć. Kobiety musiały cały czas pracować, aby zapewnić urodzaj i związaną z tym pracę w gospodarstwie. Natomiast mężczyźni, szczególnie w tradycji Lasowiaków, przynosili z lasu kilka drewienek, a w późniejszych wiekach choinkę, aby zapewnić "przybywanie", "darzenie" w gospodarstwie.

Stroniono też od picia wody sądząc, że wypicie jej w wigilię spowoduje ciągłe pragnienie. Ponadto – jak wyjaśniła Dudek-Młynarska - wodę uważano za główne pożywienie roślin. I człowiek nie powinien jej zabierać.

Wierzono też, że w wodzie zamieszkują złe moce, demony, które mogą zagrażać człowiekowi, dlatego nie jedzono podczas wieczerzy potraw pochodzących z wody. Etnografowie przypominają, że popularnych współcześnie ryb dawniej nie było wśród wigilijnych potraw. Spożywało się jedynie to, co się rodzi w lesie, ogrodzie i na polu, czyli orzechy laskowe, miód, grzyby, warzywa, owoce, płody rolne.

Drąg przypomniał jeszcze jeden zapomniany dziś zwyczaj, którym było obserwowanie w czasie wieczerzy wigilijnej cienia rzucanego przez płomień świecy. Uważano, że kto nie widział swojego cienia lub był on niewyraźny, nie doczeka następnej wigilii.

Taki sam skutek miało wywoływać upuszczenie łyżki na podłogę oraz przewrócenie się choinki, czyli drzewka bożonarodzeniowego, które w swojej symbolice nawiązuje do zielonej gałęzi - symbolu życia. Wymowa tej wróżby zachowała się do dziś w wielu domach.

Wigilia obfitowała też w nakazy, np. mielenia w żarnach. Wynikał on z potrzeby zapewnienia sobie przez cały następny rok zapasów mąki. Aby zapewnić sobie siłę, przesuwano piec; aby koniom zapewnić siłę i zdrowie, przeganiano je, a aby zapewnić w przyszłym roku "żelazne zdrowie" swoim nogom, trzymano je na ułożonej pod stołem siekierze lub lemieszu.

Z kolei zwyczajem nadal praktykowanym w wielu domach jest pozostawianie na stole wigilijnym dodatkowego nakrycia dla niespodziewanego gościa. Jednak w tradycji Podkarpacia nakrycie to przygotowywano nie dla zbłąkanego gościa, jak dziś się uważa, ale dla dusz zmarłych przodków, którzy właśnie w wigilię odwiedzali swoje rodziny.

Wszystkie te zwyczaje i obyczaje, choć obecnie wydają się niezrozumiałe, dziwne, czasem fantastyczne i magiczne, mają jednak swoje określone miejsce w starej obyczajowości i światopoglądowym systemie. Jak wyjaśniają etnografowie wszystko to pełniło określoną funkcję i było spójne w całości.

Agnieszka Pipała

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic