Kostiumy zamówione przez Benjamina Millepieda Karl Lagerfeld wykonał tak, by ich szyk był odpowiedni dla Opery Paryskiej. Projektował kostiumy tancerzy z Brahms-Schonberg Quartet w choreografii Balanchine i zaprojektował także imponującą kurtynę. Sztuka, doświadczenie, kultura tego multidyscyplinarnego projektanta wywołuje naprawdę wielkie wrażenie - komentuje "Le Figaro".
Swój mariaż z Operą Paryską tak Lagerfeld wyjaśnia: "Kocham muzykę, mam trzydzieści tysięcy winyli z muzyką klasyczną. Jestem dobrze z nią obeznany z jednego prostego powodu: moja matka była skrzypaczką, najwyraźniej bardzo utalentowaną, choć nigdy nie grała publicznie" - mówi projektant.
Zapytany, czy cieszy się widząc swe kostiumy na tak słynnej scenie, projektant odpowiada: "To na mnie nie działa, to moja tragedia. Nie mam żadnej satysfakcji z pracy, chociaż cieszę się, gdy ludzie uważają, że to jest dobre. Nie lubię tej pracy dla pracy. Nigdy nie jestem dumny z siebie, bo zawsze mówię sobie, że mogłem to zrobić lepiej. Jestem leniwy, więc powtarzam sobie, że powinienem już wrócić do stołu kreślarskiego".
W swoich kostiumach Lagerfeld zawarł pewną tezę: to koniec pewnej epoki, konieczny jest postęp w kierunku nowoczesności. Wysmakowane stroje utrzymane są w czarno-białej kolorystyce. (PAP Life)