Dźwięk fortepianu biegnie przez korytarze, podczas gdy piosenkarz ożywia stare melodie w głównej sali, otoczony dziesiątkami słuchaczy. W eleganckim Casa Verdi muzyka jest obecna na każdym piętrze.
"Tutaj jest niebo, dla mnie muzyka jest wszystkim i nie spodziewałam się znaleźć tak wspaniałego miejsca" - mówi 79-letnia Marisa Terzi, która przybyła tu cztery miesiące temu. "To dom na wakacje!" - śmieje się.
Rano jest pianistką i wszyscy, także ci na wózkach inwalidzkich, przychodzą słuchać. "Wszyscy śpiewamy razem, jest bardzo pięknie, a potem są koncerty popołudniowe" - opisuje Marisa, która ze swoją długą karierą jako piosenkarka i autorka tekstów, przybyła do Casa Verdi, kiedy została bez rodziny. Podkreśla: "Mam szczęście, bo naprawdę czuję się tu jak w domu".
Kto stworzył to miejsce? Pod koniec życia Giuseppe Verdi (było to pod koniec XIX wieku) postanowił stworzyć ten "dom odpoczynku", w ówczesnej jeszcze mediolańskiej wsi, na północy Włoch. Cel: umożliwienie ubogim muzykom przyzwoitego zakończenia życia. Neoklasyczny budynek zaprojektował architekt Camillo Boito, brat jednego z jego głównych librecistów. Casa Verdi otwiera się w 1902 roku. A 117 lat później działa jak pierwszego dnia, bez długów i wsparcia publicznego, "prawdziwy cud", jak twierdzi jego dyrektor Roberto Ruozi.
Mieszkańcy domu płacą miesięczną składkę, ale jest to mniej niż jedna piąta rzeczywistego kosztu pobytu, "dzięki pieniądzom generowanym przez kapitał" - mówi Ruozi. Jak się okazuje, Verdi przekazał Casa Verdi wszystkie swoje prawa autorskie, które przez 60 lat stanowiły znaczne sumy, i które zostały częściowo zainwestowane w 120 mieszkań, obecnie wynajmowanych.
Casa Verdi korzysta również z darowizn, takich jak 6 mln euro przekazanych przez córkę dyrygenta Arturo Toscaniniego, które również generują dochody.
Instytucja, oprócz nestorów muzyki, gości także około piętnastu uczniów z konserwatorium lub akademii La Scali, słynnej opery w Mediolanie. Ta inicjatywa wystartowała w 1999 r. w celu umożliwienia wymiany międzypokoleniowej.
Marika Spadafino, 30-letnia sopranistka, docenia pobyt w domu. "Dużo rozmawiam ze starszymi muzykami, słuchają jak śpiewam, dają mi rady, wiedzą, jak przekazać swoje doświadczenie, a dla mnie, pochodzącej z rodziny, w której nikt nie jest muzykiem, jest to bardzo ważne" - mówi młoda śpiewaczka z Apulii (południowe Włochy).
Pytany o ewentualne napięcia wśród muzyków znanych ze swoich silnych charakterów, elegancki pianista chichocze: "Zebraliście 60 artystów ... o tam, możecie sobie wyobrazić!" (PAP Life)